Co o tym sądzę #1 Pędzle "Zoeva" z Aliexpress

118 komentarzy:

Nadszedł czas na pierwszą recenzję na moim blogu. Kilka postów temu wspomniałam Wam o moim chińskim zakupie, a mianowicie o podróbkach (nazywajmy rzeczy po imieniu) pędzli Rose Golden z Zoevy, kupionych na Aliexpress. Zaznaczam, że nie jest to post sponsorowany.
Takie oto pięknie prezentujące się puchacze można dorwać za $7 z darmową wysyłką. Tyle zapłaciłam za nie ja. Czas oczekiwania na paczkę to równo 4 tygodnie. Pędzle przychodzą zapakowane każdy osobno w folijki i zebrane w większe foliowe opakowanie. Dodatkowo zabezpieczone kopertą bąbelkową.

Każdy pędzelek posiada na trzonku logo Zoevy, napis Rose Golden oraz numer i nazwę pędzla. Dodatkowo na skuwce wygrawerowane zostało logo. Nie wiem jak nazwy odnoszą się do oryginalnych puchaczy. Niestety nie będę miała możliwości przyrównać tych podróbek do tych prawdziwych. Cały zestaw składa się z 12 pędzli, 8 z białym i 4 z brązowo-białym włosiem syntetycznym. Trzonki wyglądają na wytrzymałe, a skuwki dobrze trzymają włosie i nie odklejają się od rączki.
Jeżeli chodzi o jakość wykonania, napisy na niektórych pędzlach są delikatnie powycierane. Z czasem zapewne znikną bezpowrotnie :D Na 231 / Luxe Petit Crease logo Zoevy zostało źle naniesione i brakuje połowy literki A ;) Nie żeby to jakoś przeszkadzało w użytkowaniu ;) Puchacze z brązowym włosiem są idealne. Mięciutkie, milutkie, nie odstają żadne włoski.

Co do białego włosia mam dwa zastrzeżenia. W niektórych modelach pojedyncze włoski odstają na różne strony. I znów, zupełnie nie wpływa to na sposób w jaki z pędzlem się pracuje, ale jednak, jakiś mankament to jest. Po drugie, w kilku pędzlach włosie jest dosyć twarde i może delikatnie drapać powiekę. Najbardziej przeszkadza mi to, i jest najbardziej wyczuwalne, w 230 / Luxe Pencil. Zauważyłam jednak, że po każdym myciu włoski delikatnie miękną, więc możliwe, że po kilku praniach będzie to mniej uciążliwe. Poza tymi dwoma małymi wadami pędzle są świetne. A szczególnie biorąc pod uwagę ich cenę. Na pewno nie umywają się do oryginałów, ale kwota, za którą je dostajemy również ;) Mają idealne kształty, odpowiednio zbite włosie, ładnie się domywają, większość jest przyjemna dla oka, bardzo dobrze pracują z cieniami, nabierają ich odpowiednią ilość, w sposób satysfakcjonujący nanoszą kolor na powiekę i genialnie blendują.
Mam już kilka pędzli z Aliexpress, ale ten zestaw, zdecydowanie, należy do moich ulubieńców. Po te modele sięgam najczęściej.
Na początku byłam trochę negatywnie nastawiona do tych puchaczy, bo przed pierwszym praniem wydawały się twarde, sztywne i drapiące. Zdziwiłam się, ponieważ, chociaż nie spodziewałam się celującej jakości, to naczytałam się wielu opinii na temat tego jak mięciutkie mają włoski. Myślałam, że trafił mi się jakiś felerny zestaw, ale okazało się, że wystarczyło potraktować je wodą i odpowiednim specyfikiem do mycia ;)

Patrząc kolejno od lewej do prawej mamy tutaj odpowiedniki następujących pędzli: 142 / Concealer Buffer, którego uwielbiam używać do nakładania rozświetlacza. Korektor preferuję aplikować palcami, ale myślę, że w tym celu również sprawdziłby się bardzo dobrze; 231 / Luxe Petite Crease; 228 / Luxe Crease; 221 / Luxe Soft Crease.
230 / Luxe Pencil, ten który delikatnie drapie powiekę; 232 / Luxe Classic Shader; 227 / Luxe Soft Definer; 235 / Contour Shader.
238 / Luxe Precise Shader, który bardziej wygląda jak tradycyjny pędzelek do ust; 310 / Soft Liner; 322 / Brow Line; 325 / Luxe Brow Light.


Podsumowując. Jakość pędzli zdecydowanie przewyższa ich cenę. Jedynymi mankamentami zestawu jest kilka felernych włosków, ale poza tym nie mam zastrzeżeń. Bardzo często, gęsto i chętnie sięgam po te puchacze i nie żałuję ani grosza wydanego na te cudeńka.
Moja ocena: 4,5/5

Mieliście może te pędzle? A może posiadacie oryginalne? Jak się sprawują? Kupujecie chińskie puchacze czy wolicie zainwestować w produkty z wyższej półki?

~ wredna
Czytaj więcej

To musisz zobaczyć #1 Moje top 11 filmów

89 komentarzy:

Są tutaj jacyś kinomani? Jeśli tak to możliwe, że żadna pozycja z mojego rankingu nie będzie Wam obca. Jeśli jednak o którejś nie słyszeliście to z czystym sumieniem mogę polecić. Oczywiście, jak na romantyczkę przystało, na mojej liście nie zabraknie typowych romansideł ;D Jeżeli nie jesteście fanami tego gatunku to po prostu zignorujcie te propozycje ;) Pozostałe powinien znać każdy kto uważa siebie za entuzjastę kinematografii ;) Napomknę jeszcze, że filmy ułożone są według roku produkcji, w sposób malejący (tak, że pierwszy jest najnowszy, ostatni najstarszy).

1. Whiplash (2014)
Młody i ambitny perkusista za wszelką cenę pragnie dołączyć do czołówki najwybitniejszych artystów muzyki jazzowej.
Dosyć długo znajdował się na mojej liście "do obejrzenia", ale jakoś nie miałam natchnienia, żeby się do niego zabrać. Ale jak już to zrobiłam to nie mogłam oderwać wzroku od ekranu. Uwielbiam filmy o wybitnych jednostkach (więc, jeżeli znacie jakieś dobre to koniecznie polecajcie :D), szczególnie jeżeli mamy szansę widzieć ich drogę do tejże wybitności. Postaci kreowane są w taki sposób, że ciężko mieć do nich obojętne podejście. No i jest to, oczywiście, pozycja obowiązkowa dla fanów Andrew Neimanna.

2. Bogowie (2014)
Profesor Zbigniew Religa, utalentowany kardiochirurg wierzy, że jest w stanie dokonać przeszczepu serca. Nie poddaje się mimo wielu nieudanych operacji.
Tym razem nasza rodzima produkcja. Nazwisko Religi jest Wam zapewne znane. Jeśli nie to, jak najbardziej, polecam zapoznanie się z tym filmem. Może opis nie porywa. Może nie ma tam wybuchów, pościgów i akcji non-stop, ale są momenty, w których mój oddech przyspieszał. A po całym seansie przez kilka dobrych minut nie mogłam wyjść z podziwu, a moje serce waliło jak oszalałe. Taka reakcja musi o czymś świadczyć ;) No i fenomenalna rola Tomasza Kota. Zawsze lubiłam tego aktora, ale po obejrzeniu tej ekranizacji zaczęłam go darzyć ogromnym szacunkiem.

3. Kraina Lodu (ang. Frozen, 2013)
Kiedy posiadająca moc kontroli nad śniegiem i lodem Elsa sprowadza srogą zimę na swoje królestwo, Anna wyrusza w podróż, aby odszukać siostrę oraz zakończyć pogodowe anomalie.
Ta propozycja nie jest może dla wszystkich, bo wiem, że nie każdy lubi filmy animowane, ale nawet takim osobom, naprawdę polecam zobaczyć. Idealny film rodzinny. Piękne piosenki (a nasze polskie ich tłumaczenie i wykonanie, zdecydowanie wygrywa na arenie międzynarodowej), jestem pewna, że niejeden/niejedna z Was nucił/a pod nosem "Mam tę moc! Mam tę moc!". Rozumiem, wiem, że na dłuższą metę może to być męczące, ale film zdecydowanie wart obejrzenia. Zabawny, ale z przesłaniem, czyli to, co tygryski lubią najbardziej :D Myślę, że może przypaść do gustu nie tylko tym najmłodszym ;)

4. Incepcja (ang. Inception, 2010)
Czasy, gdy technologia pozwala na wchodzenie w świat snów. Złodziej Cobb ma za zadanie wszczepić myśl do śpiącego umysłu.
Dla każdego fana Leonardo DiCaprio to must watch :D Ja tego aktora uwielbiam, dlatego wszystkie nowe filmy z nim w roli głównej to ekranizacje, które muszę zobaczyć. Nie jest to, zresztą, jedyna propozycja w tym zestawieniu, w której zobaczycie Leosia :D Tutaj nie ma co pisać, to trzeba obejrzeć! Każdy kolejny seans tej pozycji to nowe odkrycia. Niektórzy wręcz sądzą, że Incepcję trzeba zobaczyć kilka razy, aby zrozumieć. Fabuła do najłatwiejszych może nie należy, ale zdecydowanie ratuje się pomysłem.

5. Wyspa Tajemnic (ang. Shutter Island, 2010)
Szeryf federalny Daniels stara się dowiedzieć, jakim sposobem z zamkniętej celi w pilnie strzeżonym szpitalu dla chorych psychicznie przestępców zniknęła pacjentka.
Jak już pisałam - znów DiCaprio. I znów wciągająca fabuła. Jeżeli uwielbiacie zagadki to jest to film dla Was. Kolejna propozycja, w której zakończenie nie jest do końca jasne. To pozostawia pole do popisu widzom. W zależności od tego jak zinterpretujecie cały film, tak zrozumiecie jego zakończenie. Warto kilka razy prześledzić losy Danielsa, a za każdym razem zobaczycie nowe szczegóły, które, być może, wpłyną na zmianę Waszego pierwszego osądu.

6. Cudowne dziecko (ang. August Rush, 2007)
Historia muzycznie utalentowanego wychowanka domu dziecka, który wyrusza na poszukiwanie swoich rodziców.
I znów dramat muzyczny, z wybitną jednostką na pierwszym planie. Już mówiłam, uwielbiam tego typu produkcje. Wiele osób uważa, że jest zbyt cukierkowy, zbyt różowy, nieżyciowy. Możliwe, nie zaprzeczam. Nie zmienia to jednak faktu, że niejedna scena przyspieszyła mój oddech. A to chyba jest najważniejsze - wzbudzanie emocji.



7. Pamiętnik (ang. The Notebook, 2004)
Stary mężczyzna czyta chorej na Alzheimera kobiecie pamiętnik opisujący historię miłości dziewczyny z zamożnego domu i ubogiego pracownika tartaku.
Pierwszy w moim zestawieniu romans. Dla czytelników Sparksa, zdecydowanie polecam. Książki nie miałam jeszcze okazji dorwać, ale ekranizacja bardzo przypadła mi do gustu. Bardzo chętnie wracam do tej produkcji i za każdym razem wzbudza we mnie inne emocje. A dla wszystkich pań dodatkowym atutem tego filmu jest Ryan Gosling. Uwielbiam go, nie tylko za wygląd, ale również za postaci i charaktery, jakie kreuje. Rachel McAdams również nie pozostaje w tyle i w sposób niezwykle wyraźny tworzy osobowość Allie. Taki duet na ekranie musiał trafić do mojej czołówki.

8. Zielona Mila (ang. The Green Mile, 1999)
Emerytowany strażnik więzienny opowiada przyjaciółce o niezwykłym mężczyźnie, którego skazano na śmierć za zabójstwo dwóch 9-letnich dziewczynek.
Nie wierzę, że ktoś jeszcze nie widział tego filmu. Klasyk. Jest to ekranizacja książki Stephena Kinga, której też jeszcze nie miałam okazji czytać, ale produkcja zasługuje na uwagę. Ile razy go oglądałam, tyle płakałam. Myślę, że nie da się "przejść" obojętnie obok losów skazanego na śmierć Johna.



9. Co gryzie Gilberta Grape'a (ang. What's Eating Gilbert Grape, 1993)
Gilbert wiedzie nudne życie zajmując się swoim chorym umysłowo bratem, dwiema siostrami i otyłą matką. Dopiero poznanie Becky odmieni jego życie.
I znów propozycja z fenomenalną rolą Leonardo, pierwszą, za którą powinien dostać Oskara. Ja jednak skusiłam się na obejrzenie tej produkcji ze względu na innego, mojego ulubionego aktora, a mianowicie Johna Deppa. Polecam wszystkim, którzy uważają, że jest jednobarwny i potrafi wcielać się jedynie w postaci dziwaków. Ten film to istne zaprzeczenie tej teorii. Tyle emocji, ile wzbudził we mnie ten film, nie odczuwałam na prawie żadnym innym. Jest bardzo życiowy, przyziemny. Nie znajdziecie tutaj fajerwerek, to typowy dramat przedstawiający losy zwykłej rodziny. Typowy dramat, ale za to jaki!


10. Uwierz w Ducha (ang. Ghost, 1990)
Zastrzelony na ulicy Sam wraca do swojej ukochanej jako duch, by ostrzec ją przed zagrożeniem.
Propozycja dla fanów romansów. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak bardzo lubię do niego wracać. Możliwe, że przyczynia się do tego moja sympatia do Patricka Swayze. Jednak postać, którą kreuje Demi Moore, zdecydowanie, nie pozostaje w tyle. Ciekawy pomysł, bardzo dobre wykonanie, fenomenalna gra aktorska. Jeżeli to Was nie przekonuje to powiem tak: każdy, kto lubi romanse musi, po prostu musi, znać tę pozycję.


11. Wirujący seks (ang. Dirty Dancing, 1987)
Szesnastoletnia Frances poznaje na wakacjach w ekskluzywnym ośrodku wypoczynkowym przystojnego instruktora tańca. Mimo wielu różnic łączy ich wspólna pasja.
Poza beznadziejnym, moim zdaniem, tłumaczeniem tytułu filmu, to istne arcydzieło. Zdaję sobie sprawę z tego, że szerokie grono osób się ze mną nie zgodzi, ale na tym polega piękno posiadania własnej opinii ;) Patrick Swayze, Jennifer Grey jeszcze przed operacją nosa (która, nota bene, moim zdaniem nie wyszła na dobre, odebrała unikalność i niepowtarzalność urody aktorki), taniec, genialna ścieżka dźwiękowa. No to musiało się tak skończyć. Zakochałam się w tej produkcji po pierwszym seansie. Od tamtego czasu minęło już kilka dobrych lat, ale dla mnie ten film się nie starzeje. Nie zliczę ile razy go oglądałam. I na pewno nie raz jeszcze zachwycała się będę pięknymi układami tanecznymi. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to mój ulubiony film wszech czasów i raczej nie zapowiada się, żeby jakaś inna ekranizacja miała zająć jej miejsce na tronie :D

I w ten oto sposób dobrnęłam do końca listy. Wszystkie opisy w cytatach pochodzą z filmweb.

Które z moich propozycji widzieliście? Co o nich sądzicie? Jakie produkcje Wy polecacie? Co dopisalibyście do mojej listy, a co, według Was, w ogóle nie powinno się tutaj znaleźć?

~ wredna
Czytaj więcej

Zużycia ostatnich miesięcy #2

95 komentarzy:

Dzisiaj mam dla Was drugie już denko. Jak pisałam w pierwszym tego typu poście, nie będą się one pojawiały regularnie, z racji tego, że najzwyczajniej nie jestem w stanie wykorzystać wystarczającej liczby produktów w ciągu jednego miesiąca. To, co zobaczycie poniżej to mój "dorobek" z listopada, grudnia i połowy stycznia ;) A więc nie przedłużając, zapraszam do moich mini-recenzji.
1. Nivea. Volume Care. Szampon do włosów. Jeżeli ktoś z Was czytał post, w którym pisałam o produktach, do których wracam, to wie, że jest to mój ulubieniec. Ostatnio, zachęcona pozytywnymi opiniami, skusiłam się na szampon dodający objętości z GlissKura. Niby jest w porządku, ale na pewno wrócę do tego z Nivea. Jest duży, niedrogi, ma przyjemną konsystencję, nie obciąża włosów. Objętości, oczywiście, nie ma się co spodziewać po zwykłym szamponie, ale nie powoduje ich oklapnięcia. Pięknie pachnie, ładnie się pieni i dobrze domywa włosy. Wiem, że ma sporo przeciwników, głównie ze względu na SLS w składzie, ale mnie odpowiada. Włosy się po nim nie plączą i łatwo rozczesują. Recenzji tego kosmetyku jest całe mnóstwo w internecie, więc nie ma się co rozpisywać. Jeżeli jednak będziecie zainteresowani moją opinią to dajcie znać w komentarzach, a napiszę recenzję ;)
2. Aloe Vera. Żel aloesowy. O tym produkcie trąbiłam już nie raz na blogu. To cudo, nie kosmetyk! Wielozadaniowy. Stosuję go jako serum pod krem na noc, bazę pod makijaż, wcieram w skalp, nakładam na dłonie przed zastosowaniem kremu. Wydawałoby się, że przy tak szerokim stosowaniu, muszę go kupować co najmniej raz w miesiącu. Ale nie! Jedno opakowanie wystarcza na jakieś 3-4 miesiące! Jeżeli jeszcze nie próbowaliście, to na prawdę polecam. Jedyny mankament, nie samego produktu, ale jednak. Jest ciężko dostępny. Przynajmniej w moim mieście. Można go dostać tylko w jednej aptece... W innych panie o takim produkcie nawet nie słyszały...
3. Batiste. Suchy szampon. O tym kosmetyku też już słyszeliście ode mnie nie raz. Nie lubię się powtarzać, więc napomknę jedynie, że to mój absolutny must have. Muszę mieć go w swojej kosmetyczce. Ta wersja zapachowa jest moją ulubioną. Oczywiście z tych, które do tej pory wypróbowałam. Czaję się na jakieś inne, ale zawsze jak zachodzę do drogerii to są wykupione :D Jakie wersje Wy polecacie?
4. BeBeauty. Nawilżający płyn micelarny. O tym kosmetyku słyszał już chyba każdy. Używam tylko wersji nawilżającej, ponieważ tylko ona mnie nie podrażnia. Jest tani, łatwo dostępny i spełnia swoje zadanie ;) Makijażu wodoodpornego nie noszę, więc nie oczekuję od niego niemożliwego. Mnie wystarcza w zupełności. Jedyne moje zastrzeżenie to to, że po ostatniej zmianie formuły zaczął mnie lekko podrażniać. Mam wrażenie rozgrzanej okolicy oczu. Jednak nie jest to nic nadzwyczaj nieprzyjemnego, więc póki nie robi mi krzywdy to będę do niego wracała.
5. Nivea. Invisible. Antyperspirant w kulce. Był w porządku. Ładnie pachniał, ale jednak wolę te z Garnier. Dostałam go od mamy, więc nieładnie było oddać ;) Ale już do niego nie wrócę. W zapasie już czeka mój ulubiony antyperspirant.
6. BeBeauty. Krem do rąk. Zwykły średniak. Coś tam nawilżał, ale szału nie było. Miał bardzo ładny zapach, ale nie to w takich kosmetykach jest najważniejsze. Teraz szukam czegoś lepszego. Po ten sięgnęłam z braku pomysłu na inny. Jeżeli znacie coś mocno nawilżającego w przystępnej cenie to koniecznie dajcie znać ;)
7. Greenelixir. Argan Oil. Olejek arganowy. Można go kupić w biedronce, tam jest najtaniej i tam zawsze się w niego zaopatruję. Jest malutki, ale dosyć wydajny. Na promocji warto pokusić się o kilka opakowań, bo wtedy cena jest naprawdę atrakcyjna. Używam go zawsze po myciu, na końcówki. Spełnia swoje zadanie, więc na razie przy nim zostanę. Kiedy moje włosy zaczynają się do niego przyzwyczajać, lubię używać zamiennie z olejkiem z Marion 7 efektów.
8. Nivea. Lip Butter. Masełko do ust. O tym kosmetyku też już na pewno słyszałyście. Uwielbiam za zapachy, wydajność i nawilżenie. Aktualnie czekam na promocję i w międzyczasie używam balsamu w sztyfcie z Alterry. Też jest w porządku, ale na pewno kiedyś zakupię jeszcze masełko z Nivea. To już moje ente opakowanie ;) Jakie wersje zapachowe najbardziej polecacie?
9. Avon. Planet Spa. Krem odżywczy do stóp i łokci. Już moje drugie opakowanie. Ma dosyć specyficzny zapach, ale ja go lubię. Pozostawia śliski film na skórze, dlatego stosuję go jedynie na noc. Ale potrafi zdziałać cuda. A w duecie z żelem aloesowym uratował moją skórę na stopach. Polecam dla osób, które szukają bardzo mocnego nawilżenia. W zimie stosowałam również na dłonie. Przed pójściem spać aplikowałam żel aloesowy, a później krem z Avonu. Rano budziłam się z mięciutką skóra.
10. Wibo. Fixing powder. Sypki, półtransparentny puder fixujący. Kupiłam ze względu na krążące o nim legendy :D Jako puder do całej twarzy się u mnie nie sprawdził, ale idealnie spisał się pod oczami. Bardzo dobrze utrwalał korektor i muszę zakupić kolejne opakowanie, bo żaden inny produkt nie radzi sobie z moim korektorem. Niska cena, całkiem dobra wydajność i fantastyczne działanie. Nic tylko używać ;) Jedyna wada to samo opakowanie. A mianowicie, wieczko. Jak widzicie na zdjęciu jest zupełnie czarne. Otóż nowe ma tam napisy :D Ale to, oczywiście, zupełnie mi nie przeszkadza ;)

11. BeBeauty. Płatki kosmetyczne. Tanie, łatwo dostępne, nie rozwarstwiają się zbyt mocno, dobrze zbierają makijaż, nie pylą się. Czego chcieć więcej od takiego produktu? Mam jeszcze 2 opakowania w zapasie. Zazwyczaj kupuję różne, szczerze powiedziawszy nie widzę różnicy między tymi różowymi, a tymi niebieskimi. W koszyku lądują te, które pierwsze wpadną mi w rękę ;)

12. Emolium Diabetix. Regenerujący krem do stóp dla diabetyków. Dostałam dwie próbeczki w prezencie mikołajkowym. Jedną już zużyłam wcześniej, ale zupełnie zapomniałam o tym, że mam zrobić dla Was denko, więc ją wyrzuciłam. Ma bardzo dziwny zapach. Mnie jakoś mocno nie przeszkadzał, ale dla osób, z bardziej wyczulonym węchem to może być problem. Jeżeli chodzi o działanie to spełnia swoją rolę. Ale uplasowałabym go gdzieś pomiędzy tym z biedronki a tym z Avon. Na pewno nie skuszę się na pełną wersję.


Uff. Jakoś przez to przebrnęłam. Niby produktów nie ma dużo, ale opisywania trochę było ;) Mieliście któryś z tych produktów? Co o nich sądzicie? Jakie kosmetyki Wy zdenkowaliście w ostatnim czasie? Trafiły się Wam jakieś perełki? I koniecznie polecajcie mi jakieś dobre kremy do rąk ;)

~ wredna
Czytaj więcej

Nowy Rok, nowa ja? Czyli postanowienia noworoczne

103 komentarze:

Tak, wiem, brzmi banalnie. Nowy rok, nowe cele, nowe postanowienia. Wszyscy chcemy się zmieniać. Często stawiając sobie założenia nie do realizacji. Nigdy nie robiłam postanowień noworocznych. I tak nigdy ich nie dotrzymywałam. W tym roku, jednak, postanowiłam to zmienić. Nie oczekujcie jednak pozycji zmieniających życie. Bądźmy realistami ;)

1. Powrócić do włosomaniactwa. Jakiś rok temu udałam się do fryzjerki. Wtedy już byłam bardzo zadowolona z długości moich włosów, więc poprosiłam jedynie o podcięcie końcówek. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy z salonu wyszłam biedniejsza o 15 cm kłaczków ;( Postanowiłam - nigdy więcej nie powierzę komuś cięcia. Zaczęło się szukanie sposobów na szybszy porost i tak wsiąkłam. Sporo czytałam na temat pielęgnacji. Stworzyłam cały plan, zaczęłam pić skrzypokrzywę, stosować wcierki, płukanki, maski odżywki, oleje ;) Moje włosy były bardzo wdzięczne. Uwielbiałam to. Jednak później przyszły studia, dużo obowiązków, mało czasu i zaczęłam moje kosmyki troszkę zaniedbywać. A teraz zamierzam znów się nimi dobrze zaopiekować ;) Trzymajcie kciuki :D

2. Zacząć planować swoje życie. Wstępnie chciałam kupić dobry planer, ale nie mogłam znaleźć nic co by mi odpowiadało, zarówno swoją kompozycją, jak i ceną ;) Więc postanowiłam taki kalendarz zrobić sama. Już powoli go zapełniam, ale nie do końca udało mi się to postanowienie wprowadzić do życia. Trzeba jeszcze trochę czasu ;) No, ale jeszcze cały rok przede mną ;)

3a. Częściej robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność - manicure. Stanowczo zbyt rzadko bawię się zdobieniami na pazurkach. Zazwyczaj jedynie od okazji. Ale tak nie może być! Coś co sprawia mi frajdę powinno się odbywać tak często jak to tylko możliwe ;) Nie sądzicie? Poza tym to świetny sposób na ulepszenie swoich umiejętności i usprawnienie "ręki" ;)

3b. Częściej robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność - makijaż. Chyba nie trzeba nic dodawać ;) Znaczniej rzadziej bawię się cieniami niż lakierami. A blendowanie kosmetyków na powiece sprawia mi chyba jeszcze większą przyjemność ;) Myślałam, że może powinnam zacząć na blogu robić różnego rodzaju tutoriale i pokazywać moje makijaże. Zwiększy to częstotliwość sięgania po pędzle :D

3c. Częściej robić rzeczy, które sprawiają mi przyjemność - czytanie książek. Tutaj jest troszkę ciężej, bo biblioteki w moim mieście są bardzo kiepsko wyposażone. Chcę się jednak postarać, aby liczba przeczytanych przeze mnie książek choć minimalnie się powiększyła. Kiedyś łykałam książki, w ciągu jednego dnia byłam w stanie przeczytać sporych gabarytów dzieło. Może chociaż odrobinę przybliżę się do tamtej fascynacji literaturą.

4. Nauczyć się hiszpańskiego. Mam oczywiście na myśli podstawy ;) Tego języka nigdy nie uczyłam się w szkole i zawsze ubolewałam nad tym faktem. Uważam, że jest to jeden z najpiękniejszych języków. Dlatego postanowiłam, że nauczę się go sama ;) To postanowienie zaczęłam realizować już w ubiegłym roku. Jeżeli bylibyście zainteresowani to mogę napisać post o tym jak uczę się języka samodzielnie i od podstaw.

5. Pić więcej wody. Piję zdecydowanie za mało tego płynu. Zdarzało się, że poza poranną herbatą/kawą nie piłam zupełnie nic. Muszę zacząć się pilnować, bo widzę znaczną różnicę w samopoczuciu i kondycji włosów, paznokci i skóry. 

Jak widzicie nie ma tego dużo. Ale moim zdaniem nie chodzi o ilość postanowień, a o to, aby ich dotrzymać ;) Myślę, że moje są  do zrealizowania. A Wy spodziewajcie się miesięcznych podsumowań ;) Tak łatwiej mi będzie trzymać się tego planu.

A Wy macie jakieś postanowienia czy uważacie, że to bez sensu? Chcecie kompletnie zmienić życie czy wolicie małymi kroczkami dążyć do celu? Udało Wam się kiedyś spełnić wszystkie noworoczne postanowienia?

~ wredna
Czytaj więcej