Co o tym sądzę #4 Maska drożdżowa do włosów, Receptury Babuszki Agafii

87 komentarzy:
Dziś, tak jak ostatnio obiecałam, znów recenzja. Miałam dodatkowy tydzień, żeby kosmetyk przetestować i nie zapowiada się, żebym zauważyła jakieś nowe jego działanie, bądź zmieniła zdanie na jego temat. A więc co? Zapraszam do czytania ;)
Zacznijmy od informacji technicznych. Maskę drożdżową od Receptur Babuszki Agafii otrzymujemy w plastikowym, okrągłym (co widać na załączonym obrazku :D) opakowaniu. Jeżeli nie znacie rosyjskiego to zbyt wiele się nie dowiecie :D Ale na szczęście dostajemy też nalepkę z informacjami w języku polskim. Kosmetyk o objętości 300 ml kosztuje w granicach 10-15 zł. Ja trafiłam na niego stacjonarnie w osiedlowym sklepiku papierniczym :D I zapłaciłam całe 11,80 zł! :D Najlepiej wydane 12 zł, ale o tym za chwilę.
Naklejka z polską informacją zawiera nazwę produktu, jego skład (wraz z działaniem poszczególnych składników), sposób zastosowania, informacje dotyczące objętości, terminu przydatności, kraju pochodzenia i dystrybutora. Tak więc wszystko czego nam potrzeba ;) Dla zainteresowanych zbliżenie na skład. Na ten temat wiele nie napiszę, bo nie jestem na tyle wyedukowana :D
Maska ma bardzo intensywny i specyficzny, słodkawy zapach. Ma on wielu przeciwników, ja jednak należę do osób, której wręcz przypadł do gustu. Mam wrażenie, że na włosach woń ta nie jest już aż tak wyczuwalna. W każdym razie mnie bardzo odpowiada to jak pachną po niej moje kłaczki. Ale nawet gdybym nie była zwolenniczką zapachu tego kosmetyku to i tak z pewnością bym go używała. Jego działanie jest dla mnie tak genialne, że nawet ja (osoba, która jest wyczulona na zapachy) potrafię przymknąć oko na to jak pachnie.
Konsystencja produktu jest dosyć rzadka. Myślę, że większość z Was kojarzy maski z Kallosa, bądź odżywki Long Repair z Nivea. Jeśli tak, to ta z Receptur Babuszki Agafii jest delikatnie bardziej płynna niż te z Kallos i znacznie mniej zbita niż te z Nivea. Moim zdaniem gęstość idealna do nakładania kosmetyku na skalp. Pięknie rozprowadza się po włosach i skórze głowy. Od razu czuć pod palcami nawilżenie.
Ja maskę stosuję jedynie na skalp. Nakładam opuszkami palców i pozostawiam na włosach około 15-20 minut, następnie dokładnie spłukuję. Chyba muszę kiedyś wypróbować nałożyć ją również na długość. Troszkę obawiam się, że za bardzo spodoba mi się efekt i maska będzie znikała w tempie ekspresowym :D Jak na razie zużycia prawie nie widać. Bardzo mnie to cieszy, chociaż z całą pewnością kupię kolejne opakowania kosmetyku.
Produkt ma za zadanie pobudzić wzrost naszych kłaczków. Ja zakupiłam ją licząc na to, że pomoże mi zagęścić moje liche włoski. Nie powiem Wam dokładnie jak jest z tym pobudzeniem wzrostu, bo nie mierzyłam, ostatnio też podcinałam końcówki, więc ciężko o dokładne pomiary. Ale po tym jak rosną moje baby hair mogę wnioskować, że zdecydowanie przyspiesza porost. Jeżeli chodzi o nowe włoski to nie umiem jednoznacznie powiedzieć czy jest to zasługa tej maski. Aktualnie intensywnie stosuję inne kosmetyki, które mają powodować wysyp babików. Mam ich sporo, ale nie wiem w jakim stopniu przyczyniła się do tego maska z Receptur Babuszki Agafii.
No, ale okey, tak chwaliłaś tę maskę na początku posta, a tu do tej pory nic nadzwyczajnego o niej nie napisałaś - pomyślicie. Ale już Wam mówię za co tak kocham ten produkt. Kosmetyk niesamowicie nawilża włosy. Po jego użyciu moje kłaczki u nasady są tak miękkie, błyszczące, lejące, sypkie i gładkie, że czasami nie mogę przestać ich dotykać :D Nigdy wcześniej nie zdarzało się, żebym jakąkolwiek maską/odżywką uzyskała taki efekt. Kolejnym, bardzo pożądanym u mnie efektem stosowania tej maski, jest odbicie włosów u nasady. Mam ogromny problem z oklapniętymi włosami. Dzięki temu kosmetykowi zyskuję odrobinę objętości. Może nie jest to efekt wow, jaki uzyskuje się przy tapirowaniu, ale osoby, które walczą z cienkimi, rzadkimi włoskami bez objętości na pewno byłyby zadowolone z tego dodatkowego voluma :D
Podsumowując, jak dla mnie hit! Kupiłam go dla wzrostu nowych włosków, ale jak wypróbowałam to jego nawilżające działanie jest dla mnie dużo ważniejsze. Mój ideał i na pewno nie poprzestanę na jednym opakowaniu ;)
Moja ocena: 5+/5

Ktoś z Was używał? Co o niej sądzicie? A może znacie jakieś inne kosmetyki tej marki? Jak wygląda Wasza pielęgnacja włosów? Stosujecie kosmetyki na porost? A może macie dla mnie jakieś rady dotyczące zagęszczania kłaczków? ;)

~ wredna
Czytaj więcej

A może by tak trochę muzycznie? Czyli męczę Eda...

62 komentarze:
W dzisiejszym poście miała być recenzja, bo wiem, że je lubicie, ale niestety stwierdziłam, że chcę produkt potestować jeszcze trochę, więc recenzja w przyszłym tygodniu.
A dzisiaj będzie troszkę muzycznie. Wstępnie chciałam się z Wami podzielić moją aktualną playlistą, ale zdałam sobie sprawę, że obecnie składa się ona wyłącznie z nowych piosenek Eda Sheerana. Dlatego możemy ten wpis potraktować jako mini-recenzję jego nowego albumu ;)

Zacznę od singli, których możemy słuchać już od dwóch miesięcy. Mowa tutaj oczywiście o Castle On The Hill i Shape Of You. Fragment tej ostatniej można było również usłyszeć dzień przed premierą korzystając z odpowiedniego filtru na snapchacie. Ależ pomysłowe! No nie powiecie mi, że Ed nie zna się na marketingu :D Uwielbiam też to, jak sam autor wypowiadał się na temat tych utworów w jednym z wywiadów, mówiąc, że wszystko zostało przemyślane, tak aby Shape Of You zdobyło pierwsze miejsce w listach przebojów, stwierdził, że jest to kawałek, który wpada w ucho, więc inaczej być nie może :D
Ale później oczekiwana była zamiana miejsc i to Castle On The Hill miało wskoczyć na szczyty. Jak mówi muzyk, po pewnym czasie słuchacze docenią przesłanie tego właśnie utworu. Oczywiście, ze mną nie mogło być inaczej :D Jak oba single zostały wypuszczone to zakochałam się w Shape Of You. Męczyłam godzinami ;) Ale po jakimś czasie zaczęłam bardziej przysłuchiwać się tej drugiej i doceniać jej tekst, a nawet utożsamiać się z nim ;) I w ten oto sposób, Castle On The Hill zdetronizowała Shape of You.
Teraz troszkę o utworze, który nie należy do moich ulubionych, ale wciąż uważam, że jest genialny ;) Mam tutaj na myśli Eraser, która jest wzorowana na rap. Napisałam wzorowana, bo jak sam Ed Sheeran śpiewa (w innym utworze): "I'm not a rapper; I'm a singer with a flow" :D Refreny uwielbiam, ale ponieważ styl zwrotek nie do końca do mnie przemawia, znacznie rzadziej decyduję się na jej odtworzenie.
Myślę, że pisanie o każdej piosence z albumu mija się z celem :D Napisałam o dwóch pierwszych, które można było posłuchać jeszcze przed premierą płyty, napisałam o tej, której słucham najrzadziej, więc teraz wypadałoby napisać o tych, które spodobały mi się najbardziej. Szczerze powiem, że to ciężkie zadanie, bo każda jedna ma w sobie coś, co uwielbiam, ale tylko kilka jest dla mnie idealnych ;) A więc bez zbędnego gadania: Dive - ideał. Ten rytm, ten tekst, ten głos Eda <3 To nie mogło się inaczej skończyć ;) Mój zdecydowany nr jeden z tego albumu. Ale numer 2 depcze jej po piętach ;)
Perfect. Moim zdaniem następca Thinking Out Loud. Tekst potrafi złapać za serce, a co wrażliwsze osoby mogą nawet uronić łezkę ;) Idealna na piosenkę ślubną i wydaje mi się, że sporo par będzie chciało ją w tym celu wykorzystać ;) Podesłałam ją mojej koleżance, która wychodzi za mąż w sierpniu i stwierdziła, że nadałaby się idealnie na pierwszy taniec.
A dla tych, którzy chcieliby posłuchać jak Ed śpiewa w innym języku niż angielski to polecam Bibia Be Ye Ye (obvoiusly... :D) i Barcelona ;)

A teraz jeszcze dwa bonusiki ;) Czy ktoś z Was lubi oglądać reakcje youtuberów na piosenki/filmy itp? Ja nie bardzo, ale jak zobaczyłam tego chłopaka to się uzależniłam :D

I drugi bonus dla fanów Eda, zwykła tapeta, ale może komuś się spodoba ;)

Kto z Was zna Eda? Kto słucha? Kto uwielbia? Kto nie lubi? :D Jakie piosenki Wam najbardziej przypadły do gustu? Czy ktoś jeszcze uważa, że to najlepszy album Eda? ;)

~ wredna
Czytaj więcej

Co o tym sądzę #3 Kawaii box + rozdanie!

64 komentarze:
Dzięki uprzejmości marki Kawaii Box miałam przyjemność przetestować lutowe pudełko pełne japońskich drobiazgów. Dziś napiszę krótko o tym co o nim sądzę, ale zachęcam do przeczytania posta do końca, bo tam znajdziecie rozdanie, w którym do zgarnięcia będzie styczniowe pudełko Kawaii Box!
Jak widzicie sporo dobroci ;) A wszystko takie urocze!
Na pierwszy ogień idą koraliki do robienia biżuterii, najprawdopodobniej bransoletek ;) Ja na takie gadżety jestem już za stara, ale jakieś zastosowanie na pewno się dla tego zestawu znajdzie ;) Może podaruję jakiejś dziewczynce z rodziny, a jeśli nie to ucieszy to na pewno moich uczniów ;) Na pewno da się to jakoś wykorzystać w celach edukacyjnych ;)
W boxie znalazło się również i coś na ząb. Chrupki karmelowe już są zjedzone :D Były bardzo słodkie. Ja za aż tak słodkimi przekąskami nie przepadam, ale dla wszystkich łasuchów będą w sam raz ;) Aż rozpływają się w ustach ;) Tych czekoladek jeszcze nie próbowaliśmy, ale opakowanie mają bardzo zachęcające i siostra mówiła, że są dobre ;) Zobaczymy, na pewno dam jeszcze znać :D
Następne są naklejki na paznokcie! Dajecie wiarę?! Skąd oni wiedzieli? :D Dla takiego maniaka zdobienia pazurów jak ja to strzał w dziesiątkę ;) Siostra już zapowiedziała, że rezerwuje dla siebie naklejki z aparatami :D Na szczęście w paczce znalazłam aż dwa opakowania naklejek, więc sporo zostanie również dla mnie ;) Możecie się spodziewać niedługo jakiegoś "dzieła" z ich użyciem ;) Wspomnę jeszcze tylko, że są to tradycyjne naklejki, nie te wodne. Dla mnie to plus, bo z tymi wodnymi zawsze mam jakieś kłopoty ;)
Następną rzeczą, jaką znalazłam w pudełku jest broszka z napisem "Ha". Nie znalazłam dla niej jeszcze zastosowania. Na razie przypięłam do piórnika i tam czeka sobie aż wymyślę dla niej jakieś przeznaczenie ;)

A teraz powoli przechodzimy do drobiazgów, które ucieszyły mnie najbardziej ;) Po pierwsze, naklejki! Pomyślicie sobie: "O co jej chodzi, co niby takiego świetnego jest w naklejkach?", ale uwierzcie, jak tylko je zobaczyłam to oczy aż mi się zaświeciły ;) Już od jakiegoś czasu szukałam tego typu nalepek. Jeżeli czytają mnie jacyś nauczyciele, albo osoby, które udzielają korepetycji dzieciom, to wiedzą jaką furorę potrafią one zrobić. Idealne w ramach nagradzania uczniów ;) Moi już je pokochali ;) Nie dość, że są bardzo urocze to jeszcze są coś a'la 3D ;) Takie puszyste :D No, genialne!
A teraz coś, co przypadnie do gustów wszystkim kociarom ;) Samoprzylepne karteczki indeksowe. Nie wiem czy tak to się profesjonalnie nazywa, ale mam nadzieję, że wiecie o czym mówię. Spójrzcie tylko na te słodkie kocie łapki! Już zdobią mój kalendarz, a siostra spogląda na nie z zazdrością w oczach i jestem pewna, że nie raz będzie chciała je pożyczyć ;) Na początku byłam troszkę rozczarowana, bo myślałam, że będą nieco dłuższe, ale jak zaczęłam przyklejać je do notesu to stwierdziłam, że ich nieduża długość jest zaletą, bo nie zasłaniają zbyt dużej "powierzchni użytkowej" zeszytu, kalendarza, notesu, czy do czego tam chcielibyście je przykleić :)

I kolejna, bardzo słodka i urocza, rzecz - skarpetki :D Są milusie, cieplutkie, aż ciśnie mi się na usta słowo "fluffy" :D Genialne ;) Na początku myślałam, żeby podarować je siostrze, bo ona jest ogromną fanką takich skarpetek, ale chyba jednak zachowam je dla siebie, bo urzekły mnie swoją miękkością i wyglądem ;) Nie wiem czy założę je do wyjścia, ale po domu na pewno będę w nich śmigać :D

Kolejna rzecz, z której jestem bardzo zadowolona. Długopis. Od razu urzekł mnie swoim uroczym wyglądem. Myślałam, że będzie to zwykły przeciętniaczek, który ciekawie wygląda, ale okazało się, że to jak pisze to po prostu bajka ;) Na zdjęciach możecie zobaczyć. Powiedziałabym, że to wręcz coś w stylu żelopisu. Napis wygląda jak nadruk ;) Jestem pod wrażeniem i na pewno będę z niego korzystała ;) W boxie znalazło się również coś dla fanów różnego rodzaju przywieszek. Obie bardzo urocze ;) Wielorybek raczej u mnie nie zostanie, podaruję siostrze albo innemu krewnemu, ale donut skradł moje serce :D Idealnie będzie wyglądał przy kluczach. Jest zrobiony z gąbeczki, więc w dotyku przypomina prawdziwego pączka :D Jedyne moje zastrzeżenie to to, że odpadają od niego te kolorowe koraliki imitujące posypkę.


Podsumowując, kulturą japońską nigdy się nie interesowałam, ale pudełeczko przypadło mi do gustu. Myślę, że każdy kto lubi urocze drobiazgi znajdzie w nim coś dla siebie ;) Są rzeczy, które podobają mi się mniej, te, które przypadły mi do gustu i takie, w których jestem zakochana. Ogólnie uważam, że taki box to świetna sprawa. Ale muszę uczulić wszystkich wrażliwców zapachowych - rzeczy mają dosyć intensywny, specyficzny zapach. Mnie osobiście to jednak nie przeszkadza ;)
Moja ocena: 4/5

A teraz najlepsza część posta, czyli rozdanie! A w nim do zgarnięcia styczniowy Kawaii Box. Sponsorem nagrody jest marka Kawaii Box. Oni też wybiorą osobę, która otrzyma pudełko. Aby wziąć udział w rozdaniu należy publicznie obserwować mojego bloga i zgłosić się w poniższym formularzu. Z każdym dodatkowym wypełnionym "warunkiem" wzrasta Wasza szansa na zwycięstwo.
a Rafflecopter giveaway
Rozdanie trwa do 03.04.17
Aby wziąć udział w zabawie należy mieć ukończone 18 lat lub posiadać zgodę rodzica, bądź opiekuna prawnego.
Powodzenia!

Co sądzicie o pudełku? A może ktoś z Was miał przyjemność taki box wypróbować? Co najbardziej przypadło Wam do gustu? No i pisać, kto próbuje swojego szczęścia w rozdaniu! ;)

~ wredna
Czytaj więcej

Zużycia ostatnich miesięcy #3

89 komentarzy:
Ale ten czas szybko leci. Niedawno pisałam dla Was posta a tu już minął cały tydzień! Kiedy, ja się pytam! :D
Zauważyłam, że posty graficzne nie cieszą się zbyt dużą popularnością, więc raczej je ograniczę. Mam nadzieję, że dzisiejsze denko przypadnie Wam do gustu ;)
Ale zanim przejdę do rzeczy, to troszkę Off Topu ;) Kto z Was zna Eda Sheerana? ;) Kto wie, że niedawno wydał nową płytę? :D Wszystkich fanów Eda pytam: co sądzicie o nowym albumie i jaka jest Wasza ulubiona piosenka? Jak dla mnie to wszystkie są genialne! Perfect, Galway Girl, Happier, What do I know, Barcelona, How would you feel, Bibia Be Ye Ye, Nuncy Mulligan, no i oczywiście Castle on the Hill i Shape of You - one są po prostu genialne! Ale moje serce najbardziej skradła Dive :) Jakoś tak do mnie przemawia najbardziej :D
A teraz wracając do tematu ;) Produktów nie ma sporo, więc post nie powinien być długi ;) Gdybyście chcieli bardziej obszerną recenzję któregoś z produktów to dawajcie znać w komentarzach ;)
1. BeBeauty, nawilżający płyn micelarny. Tani, dobrze zmywa makijaż. Nie wiem jak radzi sobie z wodoodpornym, bo takiego nie noszę, więc mnie w zupełności wystarcza ;) Ale tylko tej formuły mogę używać. Ta różowa bardzo podrażnia mi okolicę oczu. Zawsze do niego wracam, co zresztą widać w moich zużyciach ;)
2. Joanna, Naturia, peeling myjący. Uwielbiam ;) Zdzierakami nie są wybitnymi, ale mają przepiękne zapachy ;) Kosztują grosze, ale są bardzo niewydajne :D Ale mogę to wybaczyć, bo uwielbiam to jak pachną. Wersja kawowa znudziła mi się po kilku użyciach, teraz mam gruszkę i jestem zachwycona! 
3. BabyDream, olejek pielęgnacyjny dla dzieci. Ja go oczywiście używam na sobie, nie na dzieciach :D Olejuję nim włosy bezpośrednio przed każdym myciem i raz w tygodniu zostawiam go na kłaczkach na około godzinę. Ta mieszanka olei bardzo dobrze działa na moją czuprynę. Próbowałam innych, pojedynczych, ale jednak zawsze do tej wracam ;) Co jeszcze mogę powiedzieć, produkt jest bardzo wydajny ;)
4. Jantar, wcierka do włosów z wyciągiem z bursztynu. Jeszcze ta stara wersja, bez pompki. Kupiona na jakiejś promocji w biedronce. Kocham ten kosmetyk i nie wyobrażam sobie pielęgnacji włosów bez tego produktu. Przyspiesza wzrost, ale co najważniejsze, powoduje wysyp baby hair ;)
5. Lovely, Curling Pump up Mascara, tusz do rzęs. Osławiona maskara. To moje drugie opakowanie. Ma fajną, silikonową szczoteczkę i jak za te pieniądze jest całkiem okey. Sięgam po nią, kiedy nie mam dostępu do szafy Eveline, bo właśnie tej marki tusze do rzęs lubię najbardziej.
6. Rimmel, Stay Matte, puder. Bardzo dobry produkt. Daje ładne, matowe wykończenie. Tę końcóweczkę wykorzystam jeszcze pod oczy. Na całą twarz używam teraz HD z Bell, ale nie jestem z niego aż tak zadowolona. Na pewno wróciłabym do tego z Rimmel, ale zamierzam przerzucić się na podkłady mineralne ;) Więc puder matujący będzie zbędny ;)
7. BeBeauty, płatki kosmetyczne. Pisałam już nie raz, zawsze używam tych. Tanie i spełaniają swoje zadanie ;)
8. Laboratorium Galenowe, maść z witaminą A. Mój must have w kosmetyczne. Najczęściej używam jako krem pod oczy na noc, sprawdza się idealnie ;)
9. Emolium, balsam wzmacniający do ciała. Dostałam próbki, więc trzeba ja wykorzystać. Ładnie nawilża. Po kilku użyciach miałam mięciutkie łokcie :D Ale zapach mnie odrzucał, więc na pełnowymiarowy produkt się nie skuszę.
10. Le Petit Marseillais, mleczko do ciała. Wygrałam kilka próbeczek w rozdaniu. Używałam w roli kremu do rąk ;) Zapach obłędny! Teraz poluję na typowy krem do rąk tej marki ;)
A jak tam Wasze zużycia w ostatnich miesiącach? Sporo czy raczej nie zaszaleliście? A może mieliście któreś z moich zdenkowanych produktów? Co o nich sądzicie? No i, fani Eda, koniecznie dawajcie znać co sądzicie o jego nowej płycie i która piosenka najbardziej się Wam podoba!

~ wredna
Czytaj więcej