PORA WYRZUCIĆ ŚMIECI #16
Czyli co sięgnęło dna w ciągu ostatnich miesięcy

50 komentarzy:
No i znów minęło półtora miesiąca zanim zebrałam konkretną liczbę pustych opakowań. I kolejny raz większość z nich pojawiła się już w poprzednich postach na tym blogu. Ale tak już mam, że jak coś mi się sprawdza to tego się trzymam. Zwłaszcza, jeśli mówimy o kremach do twarzy i szamponach, z czego oba pojawią się dzisiaj. Jednak, żebyście nie zamknęli karty z Wredną z Wyboru zanim jeszcze dobrze ją otworzyliście, to wspomnę, że opiszę dwa kosmetyki, których wcześniej u mnie nie widzieliście (no, prawie). Także bez zbędnego przedłużania, zapraszam do mini-recenzji.


Nivea, Diamond Volume Care, szampon do włosów
Piękne i zdrowe włosy dzięki formule z Nutri-Esencją zawierającą drogocenny olejek makadamia oraz Eucerit. Szampon NIVEA Diamond Volume Care z diamentowym pyłem - nadaje diamentowy blask i objętość włosom: pielęgnuje nie obciążając włosów, wzmacnia włosy i nadaje zauważalną objętość, chroni olśniewający blask włosów.
Pojemność: 400 ml
Cena: ok. 15 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Ten szampon już chyba dobrze znacie, bo na moim blogu pojawił się kilka razy. Pisałam, że wolę standardową wersję Volume, ale ten jest dostępny w Biedronce, więc ostatecznie to właśnie po Diamond Care sięgam znacznie częściej. Ostatnio wróciłam do niego z podkulonym ogonem, bo przy testach szamponu z Aussie nabawiłam się nieprzyjemnej kondycji skóry, z którą wciąż walczę. Ten wypust od Nivea nie jest ideałem, ale na razie trzymam się go, bo wiem, że jest sprawdzony i nie pogorszy sytuacji.
SKŁAD: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Lanolin Alcohol (Eucerit®), Macadamia Ternifolia Seed Oil, Diamond Powder, Polyquaternium-10, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Glycerin, Citric Acid, Sodium Benzoate, Linalool, Limonene, Parfum.

Nivea, Fresh Revive 3in1, suchy szampon
Ciesz się w pełni każdym dniem dzięki nowemu suchemu szamponowi dla szatynek NIVEA® FRESH REVIVE! Ekspresowo odśwież swoje brązowe włosy i zachowaj ich naturalny kolor dzięki innowacyjnej formule 3w1 zapewniającej:
1. całodniową świeżość z przyjemnym zapachem
2. pełną objętość
3. delikatne oczyszczanie bez podrażniania skóry głowy.
Pojemność: 200 ml
Cena: 14,99 zł
Termin ważności: nie znalazłam informacji
Zacznę pozytywnie, czyli od kilku aspektów, które w tym suchym szamponie mi się spodobały. Z pewnością spełnia swoją główną rolę, czyli odświeża włosy. Co prawda, nie jest to długotrwały efekt i po około 5 godzinach kosmyki nie wyglądają już zbyt dobrze. Kolejna właściwość, która działa na korzyść kosmetyku to fakt, że z łatwością wyczesuje się jego biały nalot. Przy pierwszym użyciu miałam z tym mały problem, ale przy kolejnych nie zauważyłam już mącznych placków. Niestety jest też kilka cech, które nie przypadły mi do gustu. Zapach. Tutaj mam mętlik. Z odległości pachnie ładnie, ale kiedy aplikuję szampon to wręcz mnie odrzuca. Nie wiem co jest winne takiemu zjawisku. I przyznam szczerze, że ja zupełnie nie wyczuwam tutaj rozpoznawalnej dla marki woni, a szkoda, bo bardzo ją lubię. Zasmuciło mnie też to, że po użyciu tego produktu zupełnie nie zauważyłam efektu objętości, który obiecuje producent. Szampony innych firm znacznie lepiej sprawdzają mi się na tym polu. Nivea niweluje jedynie widoczność nadmiaru sebum, ale nic poza tym. Właściwości pielęgnacyjnych nie zauważyłam. Ogólnie nie jest źle, ale mogłoby być znacznie lepiej. Raczej do niego nie wrócę.
SKŁAD: Isobutane, Propane, Oryza Sativa Starch, Alcohol Denat., Quaternium-26, Propylene Glycol, Cetrimonium Chloride, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone, Citronellol, Geraniol, Limonene.

Nivea, Soft, krem intensywnie nawilżający
Krem intensywnie nawilżający NIVEA Soft zawiera teraz ulepszoną formułę, która zapewnia jeszcze intensywniejsze nawilżanie i pielęgnację. Krem ten ma niezwykle lekką konsystencję, dzięki czemu błyskawicznie się wchłania, pozostawiając wyjątkowe uczucie gładkości, miękkości i ożywienia. W jego skład wchodzi olejek jojoba, który intensywnie nawilża skórę, a także witamina E chroniąca jej naturalną strukturę. Idealnie nadaje się do codziennej pielęgnacji – jest odpowiedni do wszystkich rodzajów skóry. Ma delikatny i przyjemny zapach i sprawia, że twarz zyskuje zdrowy, zadbany wygląd a skóra jest odpowiednio nawilżona i chroniona. Tolerancja dla skóry potwierdzona dermatologicznie.
Pojemność: 300 ml
Cena: ok. 20 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Jeżeli śledzicie bloga to wiecie, że kupuję go regularnie. Jest to jeden z niewielu kremów do twarzy, które mnie nie uczulają. Ideałem nie jest, ale bardzo dobrze się sprawdza. Ładnie nawilża, pozostawia delikatnie lepką warstwę, dlatego aplikuję go jedynie na noc. Swego czasu uważałam, że zapach jest jego minusem, jednak teraz muszę powiedzieć, że się z nim polubiłam. Kiedyś sięgałam po mniejszą wersję, jednak teraz, kiedy korzysta z niego również moja siostra, zdecydowanie bardziej opłaca nam się zaopatrzyć w większą pojemność. Obecnie testuję coś innego, bo w zapasach czeka mnóstwo mazideł do twarzy, ale z pewnością do Nivea wrócę, bo jak na razie nie znalazłam dla niego godnego odpowiednika.
SKŁAD: Aqua, Glycerin, Paraffinum Liquidum, myristylalcohol, Butylene Glycol, Stearic Acid, Myristyl Myristate, Cera Microcristallina, Glyceryl Stearate, Hydrogenated Coco - Glycerides, Dimethicone, simmondsia chinensis, Tocopheryl Acetate, Lanolin Alcohol(Eucerit) Polyglyceryl-2 Caprate, Sodium -Carbomer, Phenoxyethanol, Linalool, Citronellol, Alpha-Isomethyl Ionone, Butylphenyl Methylpropional, Limonene, Benzyl Salicylate, Benzylalcohol, Parfum.

StarLack, aceton kosmetyczny
Profesjonalny Aceton kosmetyczny wzbogacony lanoliną został stworzony specjalnie do usuwania starego manicure hybrydowego lub akrylowego. Wysokiej jakości Aceton z lanoliną Starlack ma przyjemny zapach, nie wysusza skórek wokół paznokci, może być stosowany do bezpiecznego i bezinwazyjnego usuwania manicure hybrydowego wszystkich marek.
Pojemność: 100 ml
Cena: 4,99 zł
Termin ważności: 24 miesiące od otwarcia
Kupiłam go w zestawie startowym, kiedy zaczynałam przygodę z hybrydami. Taka malutka pojemność wystarczyła mi na długo, bo w pewnym momencie zorientowałam się, że zwykłe zmywacze z acetonem również radzą sobie z moimi pazurami. O tym kosmetyku nie ma co wiele pisać. Aceton, jak aceton. Za tę cenę z pewnością bym się nie skusiła, bo sam rozpuszczalnik jest dostępny w większych pojemnościach za mniejsze pieniądze. Ale z racji tego, że był w zestawie to go zużyłam. Z pewnością nie kupię ponownie.
SKŁAD: Acetone, Parfum/Fragrance, Lanolin.

Beaute Marrakech, Rose Water, woda różana
Woda różana to ceniony, 100% naturalny hydrolat. Doskonale odżywia i pielęgnuje. Wykazuje właściwości tonizujące, łagodzące, regenerujące. Koi podrażnienia i zaczerwienienia. Wzmacnia ściany naczyń krwionośnych, zwiększa elastyczność skóry.
Pojemność: 50 ml
Cena: 7,20 zł
Termin ważności: grudzień 2020
Woda różana jest polecana przez wiele osób. Ponoć idealnie sprawdza się do tonizacji skóry. Tylu pochlebnych opinii się naczytałam, że postawiłam spróbować, mimo iż zapachu róż (i tych kwiatów w ogóle) nie lubię. Jakoś się przemogłam i jak widzicie, zużyłam. Powiem tak, całkiem przyjemny kosmetyk. Łagodził delikatnie cerę i pozbawiał ją suchości, także mogę stwierdzić, że dobrze przygotowywał ją pod krem. Jakichś spektakularnych efektów nie zauważyłam. Nawet gdyby zapach mnie zachwycił, to nie sięgnęłabym po kolejne opakowanie.
SKŁAD: Rosa Damascena Flower Water.

BeBeauty, Soft Touch, bawełniane płatki kosmetyczne
Precyzyjny demakijaż i pielęgnacja Twojej skóry. Płatki kosmetyczne BeBeauty o wyjątkowo gładkiej powierzchni, zapewniają dokładne i komfortowe oczyszczenie skóry, twarzy, szyi i dekoltu. Miękkie i delikatne płatki, idealne do codziennej pielęgnacji i kosmetyki. Wzmocnione obszycie zapobiega rozwarstwianiu się płatka. Nie rozwarstwiają się, nie pozostawiają włókien.
Liczba sztuk: 120
Cena: 2,99 zł
Termin ważności: 5 lat od daty produkcji (tj. lipiec 2023)
Dobra, te płatki pojawiają się w dosłownie każdym denku, więc nie ma sensu się powtarzać. Myślę, że wszyscy je już znają i pewnie mają dość czytania o nich w kółko, także jeśli macie ochotę o nich przeczytać to zapraszam do poprzednich wpisów z tej serii (tutaj - klik).
SKŁAD: 100% bawełna.

Co Wam udało się zużyć w ostatnich miesiącach? Trafiliście na więcej ulubieńców czy bubli? Mieliście któryś z przedstawionych przeze mnie produktów? Co o nich sądzicie? Jakieś rozczarowania? A może któryś ze zużytych przez Was produktów okazał się strzałem w dziesiątkę i Waszym ulubieńcem?

~ wredna
Czytaj więcej

BEZCZELNOŚĆ ZAMKNIĘTA WE FLAKONIKU?
Guerlain, Insolence - czy urzekł mnie fiołek?

51 komentarzy:
Mam wrażenie, że Wredna z Wyboru staje się blogiem perfumowym. Ale cóż, nic nie poradzę na to, że mam obsesję na punkcie zapachów. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie są to może najpopularniejsze wpisy, ale ja uwielbiam je pisać. Wiem, że część z Was też je lubi i tak po ciuchu liczę na to, że choć kilku osobom rzeczywiście się przydają. Przyznam szczerze, że jestem jedną z tych osób, które często kupują wody toaletowe w ciemno, więc wcześniej lubię przejrzeć opinie w internecie w poszukiwaniu dobrego opisu zapachu. Nie zawsze udaje mi się go wyobrazić w punkt, ale mam nadzieję, że dzięki moim postom macie przynajmniej najmniejszy zamysł na to, jaką woń mają perfumy.
Dzisiaj mamy mały eksperyment, bo na tapet bierzemy wypust od Guerlain, a mianowicie Insolence w wersji Eau de Parfum (EDP). Stąd też tytuł wpisu, bo nazwa perfum w tłumaczeniu to właśnie bezczelność. Zobaczymy, czy słusznie ten flakonik został opatrzony takim mianem.


O sklepie słów kilka
Sobelia.com internetowa perfumeria oferująca stuprocentowo oryginalne perfumy znanych marek po obniżonych cenach! Na naszej stronie czeka na ciebie ponad 5000 różnych perfum.
Nasza średniej wielkości firma, stacjonująca w USA, została założona w roku. Staramy się utrzymać koszty operacyjne na jak najniższym poziomie, tak aby nasi klienci mogli zaoszczędzić. Rozpoczynaliśmy naszą działalność w takich serwisach jak eBay czy Amazon, teraz mamy ponad 150 000 zadowolonych klientów.
źródło: sobelia.com [tłum. z oryg.]
Sobelia oferuje nam szeroki wachlarz perfum, zarówno damskich, jak i męskich, a także perfumy dziecięce i zestawy upominkowe. Ponadto, oprócz zapachów, w sklepie znajdziecie kosmetyki do makijażu i pielęgnacji takich marek jak Guerlain, Lancome, Clarins, Estee Lauder itd.


Insolence EDP to przemienienie, zupełnie nowe, acz znajome kwiaty, które przeniosą Cię do świata pełnego śmiałości, nonszalancji i wolności. [...] Stworzone w 1853 roku przez Pierre-François-Pascal Guerlaina dla Cesarzowej Eugenii, żony Napoleona III. Tę cenną buteleczkę zdobi symbol cesarstwa - pszczoła, która obecnie stanowi logo La Maison Guerlain.
Insolence Eau de Parfum to przedawkowanie nuty fiołka, ozdobione irysem i kwiatem pomarańczy.
źródło: guerlain.com [tłum. z oryg.]
Pojemność: 100 ml
Cena: 251,23 zł
Termin ważności: nie znalazłam informacji

Opakowanie i nuty zapachowe
Flakonik przychodzi do nas zapakowany w eleganckie, kartonowe pudełeczko, utrzymane w fioletowo-złotej kolorystyce. Zdobi je jedynie logo marki, nazwa zapachu i tłoczony wzór. Z tyłu znajdziemy opis zapachu, a także skład perfum. Kiedy zajrzymy do środka, naszym oczom ukazuje się piękna buteleczka wykonana z dosyć grubego i masywnego, matowego szkła. Mam wrażenie, że całość utrzymana jest w tematyce vintage. Na flakoniku rzeczywiście pojawia się motyw pszczoły i zdobienie przywodzące na myśl plastry miodu. Również plastikowy korek, który dobrze trzyma się całości, opatrzony został wytłoczonym wzorem. Jeśli ktoś zwraca uwagę na detale to z pewnością zachwyci się także grawerowanym logo Guerlain na górze atomizera, który, swoją drogą, działa bez zarzutów i dozuje odpowiednią mgiełkę, a przy tym nie przecieka i nie zacina się. 
Buteleczka dobrze leży w dłoni i mimo swojej sporej pojemności jest poręczna i nie stwarza problemów przy aplikacji perfum.
Nuty głowy: czerwone jagody
Nuty serca: irys, kwiat afrykańskiej pomarańczy, fiołek
Nuty bazy: drzewo sandałowe, nuty drzewne, fasola tonka

Ale jak to pachnie?
Początek jest bardzo gładki, delikatny, kobiecy i kwiatowy. Pachnie jak jakiś kosmetyk do makijażu lub płyn do płukania albo proszek. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Myślę, że może trochę kojarzyć się za starszą panią, ale taką z wyrafinowanym gustem. Całość jest bardzo dobrze skomponowana i zmieszana, tak, że ciężko wyodrębnić poszczególnych nut. Z pewnością mamy tutaj całe mnóstwo kwiatów, z fiołkiem na czele, jednak są one nieco osłodzone, podejrzewam, że może być to zasługa czerwonych jagód, choć osobiście nie wyczuwam ich zbyt intensywnie. Fasola tonka nadaje im kremowy, maślany wydźwięk.

Przyznam szczerze, że samo rozpoczęcie nie do końca mnie ujęło. Owszem, stwierdziłam, że perfumy są ładne, ale nie byłam pewna, czy do mnie pasują. Po jakimś czasie jednak, albo mój nos się do nich przyzwyczaja, albo one się zmieniają, jednak w tak subtelny sposób, że nie umiem wykazać różnicy. Już na tym etapie wiem, że będzie to raczej zapach, który nie zmienia się zbyt drastycznie w trakcie noszenia. Teraz nasze kwiaty nie pachną jak te świeże, wąchane na łące, ale bardziej takie w wazonie, jakby przesiąkły nieco wodą i nabrały bardziej stonowanego efektu. Powoli zaczynają też pobrzmiewać nuty drzewne, jednak na razie stanowią one jedynie tło dla naszego bukietu. O dziwo, to właśnie w rozwinięciu wyczuwam czerwone jagody, które powinny pojawić się na samym początku. Może intensywne kwiaty spuściły trochę z tonu, kiedy wstawiliśmy je do wazonu i pozwoliły nieco wybić się innym nutom. I ta mieszanka fiołka, kwiatu pomarańczy, czerwonych jagód i nut drzewnych stanowi zapach czystości, świeżości, lekkości i kobiecości.  

Tak jak podejrzewałam, zapach nie rozwija się jakoś spektakularnie i raczej do końca trwa w podobnej atmosferze. Drobne niuanse, jakie można zobaczyć to delikatne zmiany w intensywności i wydźwięku kwiatów. Końcówka to po prostu słodki, pudrowy fiołek, podany na drzewno-tonkowej bazie, która nadaje głębokiego, maślanego aromatu.


Projekcja i trwałość
Insolence EDP to zdecydowanie intensywna propozycja. Mimo swojego dosyć delikatnego i, w moim odczuciu, ułożonego zapachu, są dosyć mocne. Jedno psiknięcie wystarczy, aby ciągną się za Wami ogon na dobrych kilka metrów, a rozpylone w pokoju, wypełnią całe pomieszczenie. Dla jednych jest to zaleta, ale trzeba pamiętać, by z nimi nie przesadzić.
Trwałość również robi z tych perfum mocarza. Jak przyczepią się do naszej skóry to już szybko jej nie opuszczą. Możecie mieć pewność, że jeśli zaaplikujecie je wcześnie rano to późno w nocy wciąż będziecie je czuć. 12 godzin to minimum, a na włosach i tkaninach będzie Wam towarzyszył znacznie dłużej. Także, jeśli lubicie zapachy, których wystarczy jedno psiknięcie, aby czuć było Was z kilometra, a na dodatek nie wymagałyby poprawiania w ciągu dnia, to Insolence z pewnością Was zadowoli.

Czy polubiłam się z tym zapachem?
Jest to coś, czego wcześniej w swojej kolekcji nie miałam. I takie właśnie miało być. Przypomina mi trochę Vanderbilt od Glorii Vanderbilt, jednak tamtych nosić nie mogłam, a te mnie nie odrzucają. Z pewnością spodobają się fanom kwiatowych, pudrowych woni, bo ciężko się doszukać czegoś innego w tym zapachu. Perfumy są ładne, z pewnością nie nazwałabym ich bezczelnymi czy nonszalanckimi. Dla mnie to bardzo kobieca, kwiatowa i pudrowo-słodka propozycja. Wiecie, że lubię, kiedy moje zapachy mają jakiś pazur, element, który mnie intryguje. Tutaj go nie znajduję, ale przyznam, że czasami mam ochotę na coś innego. W takich momentach Insolence od Guerlain może okazać się moim wybawieniem. A im dłużej je wącham, tym bardziej zaczynają mi się podobają.


Podsumowując...
Perfumy zachwyciły mnie swoją projekcją i trwałością. Pod tym względem to prawdziwy majstersztyk. Sam zapach z pewnością może się podobać i wydaje mi się, że w odpowiedniej oprawie i nastroju sama mogę go nosić. Nie jest to do końca coś w moim stylu, ale każdy czasami potrzebuje jakiejś odmiany, prawda?
Moja ocena: 4/5

Znacie markę Guerlain? Co o niej sądzicie? Testowaliście od nich jakieś perfumy? Jeśli tak, to jakie? Co myślicie o Insolence? A może już ich próbowaliście? Skusilibyście się na nie w ciemno? Czy wolicie przetestować przed zakupem? Trafiliście wcześniej na stronę Sobelia? 

~ wredna
Czytaj więcej

FILMOWY PRZEGLĄD KULTUROWY
Czyli moje Top 10 dramatów z motywem choroby

59 komentarzy:
Och, to brzmi nie najlepiej. Wiem o tym. Któż chciałby oglądać ekranizacje, w których na pierwszym planie widzimy zmaganie się z chorobą. Jednak ja uwielbiam dobre dramaty, a ten motyw z pewnością stanowi element tego gatunku. Poza tym, nie jestem jedyna, bo sądząc po ocenach na różnych portalach i recenzjach, wiele osób docenia je tak jak ja.
Dlatego dzisiaj postanowiłam przygotować dla Was małe zestawienie moich pięciu ulubionych pozycji z tym wątkiem. A jeśli taka seria przypadnie Wam do gustu to z chęcią przygotuję kolejne rankingi ekranizacji, które dotykają pewnego problemu, i które mają specjalne miejsce w moim sercu.


Co gryzie Gilberta Grape'a (1993)
Gilbert wiedzie nudne życie zajmując się swoim chorym umysłowo bratem, dwiema siostrami i otyłą matką. Dopiero poznanie Becky odmieni jego życie.
Tytuł oryginalny: What's Eating Gilbert Grape
Gatunek: dramat
Produkcja: USA
Reżyseria: Lasse Hallström
Ale tutaj Was zaskoczyłam, nie? :D Przyznać się, kto z Was zna ten film? Podejrzewam, że niewiele ;) Od razu mówię - nie ma co zrażać się datą produkcji. Choć osoby w moim wieku z pewnością docenią starszą kinematografię. No cóż, nie będę ukrywać - na obejrzenie tej produkcji zdecydowałam się ze względu na mojego ulubionego aktora, a nawet dwóch - Johnny'ego Deppa i Leonardo DiCaprio ;) I choć uważam, że w obu przypadkach mamy tu do czynienia z wyżynami sztuki scenicznej to nie mogę nie docenić majstersztyku Leosia. Kto obejrzy ten będzie wiedział o czym mówię ;) Już za tę rolę powinien on dostać Oskara.
Moja ocena: 5/5

"No i nie ma nic gorszego niż kiedy ci mówią, że jesteś dobry, a ty wiesz, że jesteś zły."

* * * 

Zapach kobiety (1992)
Niewidomy emerytowany pułkownik Frank Slade staje się najlepszym nauczycielem życia dla nieśmiałego studenta.
Tytuł oryginalny: Scent of Woman
Gatunek: dramat
Produkcja: USA
Reżyseria: Martin Brest
Dosyć długo zabierałam się do obejrzenia tego filmu. Mimo dobrych ocen, mimo tego, że jest to klasyk, który znać trzeba, i mimo tego, że czułam, że mi się spodoba. Sama nie wiem czemu tak długo go odkładałam. Kiedy już włączyłam to wiedziałam, że moja nota będzie wysoka. Co prawda, nie spodziewajcie się tutaj zwrotów akcji czy niesamowicie bogatej fabuły. Całość jest nieskomplikowana, ale piękna w swojej prostocie. Myślę, że to sprawia też, że jest życiowa. Nie ma naciąganych wątków czy nazbyt heroicznych bohaterów. Ale za to jest przekaz i wiele trafnych cytatów. Dodatkowo wybitna gra aktorska Ala Pacino dodaje smaczku. Osobiście nie jestem ogromną fanką tego aktora, ale doceniam kunszt i talent. 
Moja ocena: 4+/5
"W tangu nie ma błędów w porównaniu z życiem. Prostota. Ona czyni tango tak wspaniałe. W razie potknięcia nie zwracasz uwagi i tańczysz dalej."

* * * 

Sam (2001)
Opóźniony umysłowo mężczyzna walczy w sądzie z opieką społeczną, która chce odebrać mu prawa rodzicielskie do siedmioletniej córki.
Tytuł oryginalny: I am Sam
Gatunek: dramat obyczajowy
Produkcja: USA
Reżyseria: Jessie Nelson
Niezwykle wzruszający. To dwa słowa, którymi mogę opisać tę pozycję. Kiedy słyszę ten tytuł to właśnie to wyrażenie przychodzi mi na myśl, bo ile razy oglądam ten film, tyle mam łzy w oczach. Owszem, jestem z tych, którzy się wzruszają, ale raczej nie należę do przesadnie uczuciowych osób, więc kiedy nachodzi mnie na płacz przy seansie to znaczy, że jest coś na rzeczy.
Wiele osób krytykuje tę produkcje mówiąc, że jest zbyt słodko, że trochę naciągane, że nie do końca realistycznie. Ale ja nie mam tego za złe, czasami człowiek potrzebuje tej iskierki nadziei, bo bez niej film byłby nie do zniesienia w aspekcie psychologicznym. Gdyby nie te pozytywne momenty nie potrafiłabym udźwignąć tematyki Sama. Cóż, do najlżejszych nie należy, ale z pewnością do wartych poznania. 
Moja ocena: 4+/5
"Nie chcę innego tatusia. Słyszeliście? Nie chcę mieć innego taty! Zapiszcie to!"

* * *

Szkoła uczuć (2002)
Popularny w szkole Landon zaczyna spotykać się z nieśmiałą córką pastora.
Tytuł oryginalny: A Walk to Remember
Gatunek: melodramat
Produkcja: USA
Reżyseria: Adam Shankman
Mam wrażenie, że filmy związane z tematyką nowotworu są ostatnio niezwykle popularne. Ja osobiście widziałam ich całkiem sporo i kilka bardzo mi się spodobało, jednak Szkoła Uczuć to chyba pierwszy, który obejrzałam. Dlatego pozostał mi do niego sentyment. Możliwe, że po dogłębnej analizie stwierdziłabym, że jednak nie jest to takie arcydzieło, za jakie uznałam je za pierwszym razem, ale nie zmienia to faktu, że jest to pozycja godna poznania. Myślę, że spodoba się również wszystkim romantykom, choć powiedziałabym, że więcej tu dramatu, a nie romansu. Historia miłosna z pewnością znajduje się na pierwszym planie, ale warto zobaczyć tę ekranizację również dla innych aspektów. 
Moja ocena: 4+/5
"Może Bóg ma dla mnie większy plan niż sama ja."

* * * 

Ciekawy Przypadek Benjamina Buttona (2008)
Historia Benjamina Buttona, który zamiast starzeć się - młodniał.
Tytuł oryginalny: The Curious Case of Benjamin Button
Gatunek: melodramat
Produkcja: USA
Reżyseria: David Fincher
Ta propozycja jest nieco inna. Owszem, jest to melodramat z motywem choroby, jednak mamy tutaj również elementy fantasy, bo przypadłość, z którą zmaga się nasz główny bohater jest wymysłem wyobraźni twórcy fabuły. Z tego co się orientuję, żaden przypadek podobnego schorzenia nie został udokumentowany. Niektórzy śmieją się, że film powstał w oparciu o historię Krzysztofa Ibisza, ale oczywiście w rzeczywistości ekranizacja nie bazuje na prawdziwych zdarzeniach czy osobach. Jak wiecie, ja fantastykę uwielbiam, więc ta ekranizacja nie mogła przypaść mi do gustu. Bardzo spodobało mi się to, że do wcześniej nie widziałam niczego podobnego. Później widziałam kilka podobnych produkcji, jednak żadna nie wywołała we mnie takich emocji. 
Moja ocena: 4+/5
"Czas nie ma znaczenia. Można zacząć w dowolnym momencie. Możesz się zmienić lub nie. Nic tego nie przesądza. Swój czas możesz pożytkować albo tracić."

* * *

Bez mojej zgody (2009)
Sara i Brian podejmują decyzję o leczeniu poważnie chorej córki. Relacje rodzinne ulegają znacznemu pogorszeniu, gdy młodsza z sióstr odkrywa tajemnicę związaną z jej narodzinami.
Tytuł oryginalny: My Sister's Keeper
Gatunek: dramat obyczajowy
Produkcja: USA
Reżyseria: Nick Cassavetes
Kolejna pozycja z nowotworem w roli głównej. Jednak tutaj mamy zupełnie inne spojrzenie na chorobę. Przyznam szczerze, że jest to kolejny wyciskacz łez. Mamy tutaj jeden ogromny zwrot akcji, który zwalił mnie z nóg. Wydaje mi się, że to głównie dzięki niemu ta produkcja znajduje się dosyć wysoko w moim rankingu. Poza tym dostajemy całkiem naturalny obraz osoby zmagającej się z jej chorobą oraz całej rodziny i bliskich. Nie brakuje załamania charakteru i chwil słabości, nikt nie jest sztuczny czy przerysowany, a kreacje aktorów sprawiają, że czasami mamy wrażenie, że sami możemy taką rodzinę znać. 
Moja ocena: 4+/5

"Większość dzieci jest nieplanowanych. [...]  Ja, w odróżnieniu, nie byłam nie zaplanowana. Stworzona mnie sztucznie (...) by uratować moją siostrę."

* * * 

Nietykalni (2011)
Sparaliżowany milioner zatrudnia do opieki młodego chłopaka z przedmieścia, który właśnie wyszedł z więzienia.
Tytuł oryginalny: Intouchables
Gatunek: dramat obyczajowy
Produkcja: USA
Reżyseria: Olivier Nakache, Eric Toledano
Tym razem mamy ekranizację, która została zainspirowana prawdziwymi zdarzeniami i realnymi osobami. To dodaje jej niesamowitości. Poruszająca historia, która jednocześnie uczy. Gra aktorska na najwyższym poziomie, a dzięki temu możemy poczuć, że to wydarzyło się naprawdę. Nie bez powodu jest to klasyk, który widział już prawie każdy, a śmiało mogę stwierdzić, że pozostali koniecznie muszą się z nim zapoznać. Jest to materiał niemalże idealny na lekturę szkolną. Nie wiem czy tylko ja odbieram tę produkcję w ten sposób, ale wydaje mi się, że uczy ona nas radości, bycia wdzięcznym za życie i za to, umiejętności czerpania szczęścia z tego, co los nam serwuje, tego, że nie ważne jak jest ciężko i jakie przeszkody pojawiają się na naszej drodze, zawsze można znaleźć choć tę chwilkę, choć odrobinkę pozytywnego nastawienia i uśmiechu.
Moja ocena: 4+/5
"Nie czekaj, aż życie stanie się łatwiejsze, prostsze, lepsze. Życie zawsze będzie skomplikowane. Naucz się być szczęśliwym. W przeciwnym wypadku, skończy Ci się czas."

* * * 

Gwiazd Naszych Wina (2014)
Cierpiąca na raka tarczycy Hazel za namową rodziców idzie na spotkanie grupy wsparcia. Poznaje tam nastoletniego Gusa, byłego koszykarza z amputowaną nogą.
Tytuł oryginalny: The Fault in Our Stars
Gatunek: dramat
Produkcja: USA
Reżyseria: Josh Boon
Najświeższa produkcja z mojego zestawienia do tej pory. Pozycja, do której bardzo lubię wracać i za każdym razem, choć fabułę i dialogi znam niemal na pamięć, wywołuje u mnie te same emocje. Bez paczki chusteczek się nie obędzie. W wielu momentach po prostu nie da się powstrzymać łez. Romans podany w bardzo nieosłodzony sposób. Owszem, wciąż mamy tutaj wiele romantycznych cytatów i scen, ale wciąż motyw choroby sprawia, że więcej tutaj dramatu. Prawdziwego dramatu. Dodatkowo, gra aktorska sprawia, że niemal czuję emocje bohaterów i mam wrażenie, że sama przeżywam wszystkie ich emocje. Śmieję się razem z nimi, wspólnie płaczemy i przeżywamy momenty, w których serce zatrzymuje się na te kilka dramatycznych sekund.
Moja ocena: 4+/5
"Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór."

* * *

Teoria Wszystkiego (2014)
Film opowiada historię genialnego naukowca Stephena Hawkinga - rozwoju jego choroby, rodzącego się uczucia do Jane, a w końcu rozpadu ich małżeństwa.
Tytuł oryginalny: The Theory of Everything
Gatunek: dramat
Produkcja: Wielka Brytania
Reżyseria: James Marsh
No to teraz przyszła kolej na film biograficzny. Podejrzewam, że większości z Wasz znana jest postać Stephena Hawkinga. Jeśli nie to ta produkcja jest świetnym sposobem na przybliżenie sobie jego sylwetki. Co prawda, dotyka ona raczej jego życia prywatnego i zmagań z chorobą, ale może to być dobre wprowadzenie do jego życiorysu, które ułatwi Wam późniejsze zgłębianie jego historii i pracy naukowej. Kreacja, którą stworzył Eddie Redmayne z pewnością zasługuje na Oskara, którego zresztą właśnie za tę rolę otrzymał. I tutaj mamy sporą dawkę historii romantycznej, jednak myślę, że cała produkcja spodoba się również tym, którzy oczekują od filmu czegoś więcej. 
Moja ocena: 4+/5
"Bez względu na to, jak źle możemy postrzegać życie, zawsze jest coś, co możecie uczynić. Coś, w czym możecie odnieść sukces. Póki życia, póty nadziei."

* * * 

Zanim się pojawiłeś (2016)
Dziewczynę z małego miasteczka zaczyna łączyć więź ze sparaliżowanym mężczyzną, którym się opiekuje.
Tytuł oryginalny: Me Before You
Gatunek: dramat
Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: Thea Sharrock
Ekranizacja oparta na powieści o tym samym tytule. Ja pierwowzoru czytać nie miałam okazji, ale bardzo spodobała mi się jej adaptacja. Emilię Clarke możecie kojarzyć z Gry o Tron, gdzie wciela się w postać Daenerys Targaryen, czyli Khaleesi. Przyznam szczerze, że ja jednak znacznie bardziej wolę ją w odsłonie z Zanim się Pojawiłeś. Ten film jest już w większej części romansem, to trzeba mieć na uwadze, kiedy decyduje się na seans. Jednak nie ma się co zrażać, bo serwuje mam sporą dawkę humoru, ale i scen, które łapią za serce. Mamy tutaj wszystkiego po trochu, ale zupełnie w dobrym znaczeniu. Gra aktorska na najwyższym poziomie, wciągająca historia i niebanalne zakończenie. 
Moja ocena: 4+/5
"Świadomość, że ma się możliwości, to luksus."

* * *

Co sądzicie o moim zestawieniu? Które z tych produkcji znacie? Jak się Wam podobały? Jakie jeszcze filmy powinny się na mojej liście znaleźć? Zainteresowałam Was jakimś tytułem? Co planujecie w najbliższym czasie obejrzeć?

~ wredna
Czytaj więcej

KOLEJNE SPOTKANIE Z MINERAŁAMI, ALE I PIERWSZE...
Test nowości od Neauty Minerals, czyli bronzery i pędzle

46 komentarzy:
Przepraszam Was bardzo, że ostatnio mnie tutaj nie było i minęły prawie dwa tygodnie od poprzedniego posta. Wszystkiemu winny jest wirus grypy, który dopadł i mnie i trzymał przez cały ten czas. Wciąż nie wyleczyłam się do końca, ale jestem w stanie podnieść się z łóżka, więc postanowiłam to wykorzystać i naskrobać kilka słów. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Dzisiejszy wpis będzie dotyczył marki, do której sentyment będę miała po wsze czasy, bo to właśnie dzięki Neauty Minerals poznałam minerały i to właśnie to logo nosił mój pierwszy sypki podkład. Jak reszta przygody się potoczyła to wiecie - pokochałam.


O marce słów kilka
Jesteśmy polską marką oferującą najwyższej jakości kosmetyki mineralne do makijażu. Naszą inspiracją jest piękno pochodzące z natury i to właśnie natura i piękno połączone razem stanowią nazwę naszych produktów – Neauty.Produkty Neauty posiadają wszystko, co najcenniejsze w kosmetykach mineralnych:- nie zawierają szkodliwych substancji, takich jak: konserwanty, barwniki chemiczne czy też substancje zapachowe- są pozbawione talku, tlenochlorku bizmutu, olejów, wosków i silikonów
- nie zatykają porów, przez co skóra może swobodnie oddychać- ze względu na brak szkodliwych, drażniących czy komodogennych substancji są odpowiednie dla wszystkich typów cer, nawet najbardziej wrażliwych, atopowych czy trądzikowych- zawartość tlenku cynku oraz dwutlenku tytanu sprawia, że stanowią naturalną barierę przed promieniowaniem UVA i UVB- tlenek cynku dodatkowo posiada właściwości antybakteryjne oraz lecznicze – działa łagodząco na podrażnienia oraz ułatwia gojenie się ran- na twarzy wyglądają naturalnie, nie powodują powstawania nieestetycznego efektu „maski”- ze względu na swoja postać oraz sposób aplikacji są niezwykle wydajne
Warto również wspomnieć, że Neauty Minerals jest naszą rodzimą marką, która produkuje kosmetyki w Polsce. W asortymencie sklepu znajdziecie podkłady z podziałem na kryjące i matujące; pudry, cienie, róże, korektory, rozświetlacze, bronzery i akcesoria. Także wszystko, czego potrzeba do stworzenia makijażu. Jeśli chodzi o dostępność to najłatwiejszym sposobem jest zamawianie ze sklepu producenta, jednak w Gnieźnie, Poznaniu, Rzeszowie i Warszawie znajdziecie Neauty Minerals również stacjonarnie (tutaj dokładne adresy: klik).


Neauty, bronzer
Bronzer mineralny idealny dla osób o jasnej, średniej i ciemnej karnacji. Idealny do konturowania twarzy. Pozwala na stopniowanie intensywności efektu.
Gramatura: 1,5 g
Cena: 22,90 zł
Liczba odcieni: 3
Moje odcienie: Walnut Shell, Pecan Nut, Cocoa Bean
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia

Opakowanie i skład
Bronzery przychodzą do nas zamknięte w małych, plastikowych słoiczkach z czarną zakrętką. Na ich spodzie znajdziemy wszelkie niezbędne informacje, w tym nazwę koloru, termin ważności, czy skład kosmetyku. Na ogromny plus zasługuje sitko, które z łatwością możemy zabezpieczyć obracalną nakładką. Jeśli czytacie mojego bloga to wiecie, że bardzo cenię sobie takie rozwiązanie, bo nie lubię, kiedy zawartość się rozsypuje. Moje zdanie podzielą z pewnością też osoby, które dużo podróżują.
Całość działa bez zarzutów, nic się nie zacina, wysypanie pudru na wieczko nie sprawia żadnych trudności.
SKŁAD: Mica, Kaolin, [+/-] CI 77007, 77491, CI 77492, CI 77499.

Pigmentacja i blendowanie
Uważam, że bronzery mają krycie adekwatne do swojego przeznaczenia. Pamiętajmy, że nie są to podkłady, więc nie oczekujmy pełnej pigmentacji. Do konturowania najlepiej sprawdzają się półprzezroczyste formuły, które uniemożliwiają zrobienie sobie plamy, ale jednocześnie pozwalają na budowanie koloru. To, w jakim stopniu będą się one się one wybijały zależy od Waszej karnacji i odcienia, jaki wybierzecie. U mnie, Walnut Shell potrzebował więcej warstw niż dwa pozostałe.
Jeśli chodzi o blendowanie to mam wrażenie, że te bronzery rozcierają się same. Zupełnie nie ma z tym żadnych problemów. Pigment rozkłada się równomiernie, nie tworzy plam, prześwitów czy smug. A wiedzcie, że jeśli chodzi o minerały (z wyjątkiem podkładów) to jestem raczej laikiem i dopiero poznaję ten świat. Także, jeśli ja nie miałam większych problemów z ich aplikacją to chyba każdy sobie poradzi.


Wykończenie i trwałość
To, co bardzo podoba mi się w tych bronzerach to to, że nie dają płaskiego matu. Przyznam szczerze, że myślałam, że będą miały właśnie takie papierowe, wręcz suche wykończenie. Na szczęście, zostawiają na skórze piękną satynę, która nadaje cerze naturalnego, zdrowego blasku.
Jeśli chodzi o odcienie to, moim zdaniem, sprawdzą się najlepiej do przybronzowienia skóry. Kolory mogą okazać się zbyt ciepłe i oliwkowe, żeby imitowały cień. Najchłodniejsze tony posiada Pecan Nut i przy jasnych cerach, zaaplikowany lekką ręką mógłby się sprawdzić się rzeźbienia. Jeśli jednak jesteście zwolennikami delikatniejszego podkreślenia to dwa pozostałe kolory sprawdzą się do tego idealnie. Mnie, osobiście, najbardziej do gustu przypadł Walnut Shell i to właśnie po ten będę sięgała najczęściej.
Jeśli chodzi o trwałość to nie mam zastrzeżeń. Nie jest to z pewnością kosmetyk wodoodporny, ale chyba nikt takiej właściwości od bronzera nie wymaga. Pozostaje na mojej twarzy tyle, ile każdy inny tego typu produkt. Co prawda, nie jestem z tych, którzy opierają głowę na dłoniach w trakcie dnia lub zbyt często dotykają cery, więc nie umiem stwierdzić czy bronzery są oporne na ścieranie. Także ja spokojnie mogę się cieszyć nimi przez cały dzień, aż do zmycia.
Moja ocena: 4+/5


Neauty Minerals, pędzle

Duży pędzel kabuki, idealny do aplikacji pudru na całą twarz. Wykonany z włosia syntetycznego.
Skośny pędzel z syntetycznego włosia, idealny do aplikacji różu.Pędzel o owalnym kształcie, idealny do aplikacji rozświetlacza lub bronzera. Wykonany z włosia syntetycznego.Płaski pędzelek o ściętym włosiu, idealny do apliakcji eyelinera. Wykonany z włosia syntetycznego.Pędzelek o owalnym kształcie, idealny do rozcierania cieni. Wykonany z włosia syntetycznego.Skośny pędzelek, idealny do aplikacji cieni w załamaniu powieki lub ich rozcierania. Wykonany z syntetycznego włosia.Płaski pędzelek z syntetycznego włosia, idealny do aplikacji korektora.Płasko ścięty pędzel z włosia syntetycznego. Idealny do aplikacji podkładu mineralnego metodą stemplowania.
Liczba moich sztuk: 8
Liczba dostępnych modeli: 12
Ceny: 20,90 zł - 49,90 zł
Pierwsze, co trzeba o pędzlach napisać, i co pierwsze rzuca się w "oczy" to fakt, że puchacze są niezwykle mięciutkie i bardzo przyjemne. Aż chce się ich używać. Ale może zacznijmy po kolei, więc od wyglądu. Cały komplet utrzymany jest w czarno-białej kolorystyce i minimalistycznej szacie graficznej. Mnie osobiście to odpowiada, bo bardzo lubię proste, acz efektowne, rozwiązania. Drewniane rączki są porządne i poręczne, a metalowe skuwki dobrze trzymają włosie. Nie zauważyłam, żeby pędzle gubiły włoski.
Jeśli chodzi o aplikowanie produktów to robią to, do czego zostały stworzone. Dobrze łapią pigment i transferują go na twarz i oczy. Do moich ulubionych modeli z pewnością należy ten jajeczkowaty, z nazwy przeznaczony do rozświetlacza. W tej roli sprawdza się idealnie, ale ma też wiele innych zastosowań, np, do bronzera, pudru czy nawet różu. Z ogromną przyjemnością będę też używała obu modeli do blendowania. Jednak i pozostałe znajdą swojej zastosowanie. Co prawda, kabuki to nie do końca moje klimaty, ale od czasu do czasu mogę skorzystać z małej odmiany, szczególnie, gdy inne pędzle potrzebują prania.
Moja ocena: 4/5


Podsumowując...
Zarówno bronzery, jak i pędzle, przypadły mi do gustu. Te pierwsze mają idealną formułę i pigmentację, a dodatkowo dają bardzo ładne, naturalne wykończenie. Ponadto, kolory zdecydowanie trafiają w mój gust. Myślę, że jeśli będę z nimi delikatna to wykorzystam wszystkie cztery odcienie. Jest to moje pierwsze spotkanie z bronzerami mineralnymi, ale podejrzewam, że nie ostatni, bo bardzo się z tymi trzema maleństwami polubiłam.
Co do pędzli, są bardzo przyjemnie i milutkie. Ich używanie to czysta radość. Także czego chcieć więcej? Miło się ich używa, a jednocześnie robią to, do czego zostały stworzone.

Znacie markę Neauty Minerals? Jakich produkty tej firmy próbowaliście? Jak się Wam sprawdziły? Zachęciłam Was do zapoznania się z bronzerami i pędzlami? Skusicie się na te nowości? Lubicie kosmetyki mineralne? Czy może wolicie te tradycyjne?

~ wredna
Czytaj więcej