No dobrze, doskonale wiecie, że jestem maniaczką palet cieni. Nie mam ich ogromnej ilości, ale zdecydowanie więcej niż bym potrzebowała. To jednak nie powstrzymuje mnie przed nowymi zakupami. Ale jak wiadomo, ten typ kosmetyków potrafi być niezwykle drogi, dlatego bardzo upodobałam sobie markę Revolution Makeup, bo oferuje alternatywy, które nie rozbijają banku. Ponadto, cieszy się dobrą opinią i przylgnęła do niej etykietka "tania i dobra", co jak najbardziej mi odpowiada i cieszy. I tutaj znów, mój zbiór ich wypustów nie jest imponujący, ale pomyślałam, że takie porównanie wszystkich przeze mnie posiadanych może się komuś przydać.
Liczba cieni: 16 lub 18
Cena: 39,90 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Cienie najczęściej
nosiłam na bazie EyeShadow Keeper z Inglot i Maybelline Color Tattoo. Nie
jestem w stanie wypróbować tego typu kosmetyków na gołej powiece, bo moja jest
opadające i mocno przetłuszczająca się, więc kolory znikłyby z niej po niecałej
godzinie. Na tak przygotowanej powiece
trzymały się bardzo dobrze i wyglądały nienagannie do samego zmycia. Delikatnie
zbierały się w zmarszczkach w wewnętrznych kącikach, ale u mnie nawet Modern
Renaissance od Anastasii zachowuje się podobnie.
Cena: 39,99 zł
Liczba cieni: 16
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 4/5
Cena: 39,99 zł
Liczba cieni: 18
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 4+/5
Liczba cieni: 12
Cena: 19,80 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Tutaj, wydaje mi się, że moje określenie tych palet jako "odkupienie" jest bardziej intuicyjne, ale dla osób, które nie uczą się angielskiego wyjaśnię. Słowo "redemption" znaczy ni mniej, ni więcej, jak właśnie "odkupienie".
Cienie najczęściej nosiłam na bazie EyeShadow Keeper z Inglot i Maybelline Color Tattoo. Nie jestem w stanie wypróbować tego typu kosmetyków na gołej powiece, bo moja jest opadające i mocno przetłuszczająca się, więc kolory znikłyby z niej po niecałej godzinie. Na tak przygotowanej powiece trzymały się względnie dobrze. Z pewnością nie dorównują nowszym wypustom marki, ale do makijażu dziennego, który nosimy jakieś 5-6 godzin się nadadzą.
Co do zapachu to te nie są już perfumowane i ich woń jest standardowa dla cieni do powiek.
Gramatura: 14 g
Liczba cieni: 12
Cena: 19,80 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 3/5
Gramatura: 14 g
Liczba cieni: 12
Cena: 19,80 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 3/5
Znacie markę Makeup Revolution? Co o niej sądzicie? Macie jakieś palety tej firmy? Które są Waszymi ulubionymi? Po jakie serie sięgacie najczęściej i najchętniej? Próbowaliście którychś z tych, o których piszę? Jak się Wam sprawdzają?
~ wredna
Czytaj więcej
O marce słów kilka
Perfekcyjny makijaż to ładnie położony podkład, profesjonalnie pomalowane oczy i dobrze dobrany kolor pomadki. Stworzenie zachwycającego wizażu bywa jednak niekiedy sporym wyzwaniem. By móc jak najlepiej mu sprostać, warto wybierać sprawdzone produkty. Doskonałe propozycje oferuje znana, rewolucyjna marka Makeup Revolution. Sklep internetowy, taki, jak nasza drogeria, to idealne miejsce na to, aby zakupić wszelkiego rodzaju cienie do powiek, podkłady i szminki, które okażą się wspaniałą pomocą podczas tworzenia makijaży na różne okazje.
Podkreślaj swą urodę zawsze i wszędzie, by zachwycać wszystkich naokoło. Kosmetyki Makeup Revolution przydadzą Ci się podczas tworzenia makijażu na co dzień, od święta czy do pracy. Wybierz wśród nich kolory, które najlepiej pasują do Twojej osobowości, by każdego dnia czuć się pięknie i wyjątkowo.
I love Chocolate, palety cieni - Czekoladki
Palety z serii I Love Chocolate to niezwykłej jakości mocno napigmentowane i niesamowicie trwałe cienie zamknięte w oryginalnym opakowaniu nawiązującym do tabliczki czekoladyGramatura: 21,96 g
Liczba cieni: 16 lub 18
Cena: 39,90 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Opakowanie i różnice
Zacznę od tego, co mogę wrzucić do jednego worka. Uważam, że seria czekoladowa jest najbardziej popularną i tą, do której sama mam największą słabość, głównie ze względu na oprawę graficzną. Kasetki wykonane są z dosyć grubego i solidnego plastiku, otwierają się bez problemów i zamykają na zatrzask. Każda paleta opatrzona jest ogromnym lusterkiem wielkości samej palety. To co łączy wszystkie czekoladowe wypusty to też sam projekt, czyli piękna imitacja roztapiającego się tegoż właśnie deseru. Oczywiście, każda z nich ma inną kolorystykę, która nawiązuje do jej nazwy i zawartości. Każda z nich ma również plastikową przekładkę, jednak w tych starszych ma ona trochę inną rolę, bo to na niej podpisane są wszystkie cienie. Te nowsze, podpisane są bezpośrednio na kasetce. Z tego też względu, nie mają one miejsca na aplikator, tak jak to było w ich poprzednikach. I może jak już przy tym jesteśmy to omówmy pokrótce różnice. Mimo tego, iż gramatura w każdej jest taka sama to jej rozłożenie już nie. Czekoladki, które zostały wypuszczone przed Nudes zawierały 14 standardowych wkładów po 1,22 g i dwa większe po 2,44 g. W tych późniejszych wszystkie 18 mieści po 1,22 g. Jeśli chodzi o moje preferencje to zdecydowanie wolę te nowsze, znacznie bardziej podoba mi się, kiedy wnętrze jest symetryczne i ułożone, i mogę mieć pewność, że będę umiała nazwać każdy cień, nawet jeśli zgubię plastikową przekładkę.
Pigmentacja i blendowanie
Może zacznę od tego drugiego. Z cieniami pracuje się bardzo przyjemnie. Nie ma większych problemów z ich rozcieraniem, na co pewnie ma też wpływ pigmentacja (ale o tym za chwilę). Jednak to co ważne to to, że przy blendowaniu kolory nie zanikają i nie tworzą jednej wielkiej, szaro-burej plamy. Formuła sprawia, że nie powstają żadne smugi czy prześwity. Sporą zasługę ma tu pewnie fakt, że czekoladki są całkiem delikatne. Sprawdzą się również dla początkujących, bo trudno sobie nimi zrobić krzywdę, ale z drugiej strony z łatwością można zbudować ich krycie. Dla intensywnego makijażu warto zaaplikować kilka warstw. Osobiście wolę bardziej napigmentowane formuły, ale nie ma nic czego, nie da się przeskoczyć. Z serią Chocolate trzeba po prostu dłużej pracować, żeby uzyskać mocniejszy malunek.
Trwałość
Orange Chocolate to niezwykłej jakości paleta 16 cieni do powiek w bardzo oryginalnym opakowaniu nawiązującym do tabliczki czekolady.Cienie są mocno napigmentowane i niezwykle trwałe a ich aplikacja jest bardzo przyjemna.Cienie są niezwykle gładkiej i aksamitnej konsystencji a ich aplikacja to sama przyjemność. Są trwałe, nie rolują się i nie osypują.Spakowane w przepiękną kasetkę w kształcie czekolady z dużym lusterkiem w środku i aplikatorem do nakładania cieni.Gramatura: 21,96 g (14x 1,22 g, 2x 2,44 g)
Cena: 39,99 zł
Liczba cieni: 16
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 4/5
Kolorystyka, zapach i skład
Jak sama nazwa palety wskazuje, jest to coś dla miłośników pomarańczu. I tego odcienia jest tu zdecydowana większość, a wszystkie brązy są zdecydowanie w ciepłej tonacji. Ale znajdzie się tutaj też co-nieco dla fanów różu (wciąż tego rozgrzanego), burgundu, złota i odcieni szampańskich. To, co sprawia, że kompozycja jest bardzo uniwersalna to fakt, że znajdziemy tutaj różne wykończenia, od matów, które tutaj przeważają (10), poprzez satynę (4), aż po cienie metaliczne (2). A ich nazwy w większości nawiązują do pomarańczowych deserów (clementine, chocolate orange, segment, orange, peel etc.). A te wrażenia potęguje dodatkowo zapach, choć muszę przyznać, że ten przywodzi mi trochę na myśl środki BHP i więcej w nim cytryny niż tytułowy owoc. Niemniej, jest całkiem przyjemny i zdecydowanie bardziej podoba mi się niż ten w drugiej mojej czekoladce.SKŁAD: Mica, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Talc, Magnesium Stearate, Paraffinum Liquidum, Ethylhexyl Palmitate, Polybutene, Kaolin, Silica, Polyethylene, Bis-Diglyceryl Polyacyladipate-1, Dimethicone, Methylparaben, Propylparaben, Parfum May Contain (+/-) CI 77891, CI 77491, CI77492, CI 77499, CI 77007, CI 15850, CI 15985.
Palety z serii I Love Chocolate to niezwykłej jakości mocno napigmentowane i niesamowicie trwałe cienie zamknięte w oryginalnym opakowaniu nawiązującym do tabliczki czekolady.W palecie znajdują się cienie o zróżnicowanym wykończeniu - matowe, satynowe i z drobinkami. Dzięki ich gładkiej i aksamitnej konsystencji, ich aplikacja to sama przyjemność. Różnorodność kolorów i odcieni sprawia, że paleta może być wykorzystywana zarówno do makijażu dziennego, jak i wieczorowego.Gramatura: 21,96 g (18x 1,22 g)
Cena: 39,99 zł
Liczba cieni: 18
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 4+/5
Kolorystyka, zapach i skład
Ta paleta sprawdzi się u osób, które preferują neutralne makijaże. Całość utrzymana jest w naturalnej, wciąż delikatnie ciepłej kolorystyce, choć znajdzie się tutaj kilka chłodniejszych akcentów. Znów mamy tutaj szeroki przekrój wykończeń i pod tym względem ta propozycja jest bogatsza niż Orange, bo w Nudes znajdziemy 11 matów, 3 cienie metaliczne, 2 satyny, jeden cień foliowy i jeden mat z drobinami. Bardziej różnorodne są też same odcienie - sporo cieplejszych i chłodniejszych, jaśniejszych i ciemniejszych brązów, róże i ciemne fiolety (a dokładniej jeden - oberżyna), a także złoto, miedzie i jasne, szampańskie kolory. Nazwy nawiązują do tytułu palety i są związane z nagością, naturalnością i cielesnością (stripped down, in the sheets, pillow talk, in the nude, after dark etc.) W tej kompozycji zapach przypomina praliny, ale niestety wyczuwam tutaj intensywną, syntetyczną, plastikową nutę. Ja za tą wonią nie przepadam, ale wielu osobom (nawet w moim otoczeniu) się podoba.SKŁAD: Mica, Aluminium Starch Octenylsuccinate, Talc, Magnesium Stearate, Paraffinum Liquidum, Ethylhexyl Palmitate, Polybutene, Silica, Polyethylene, Calcium Sodium Borosilicate, Dimethicone, Tin Oxide, Methylparaben, Propylparaben, [+,-: CI77891, CI77491, CI77492, CI77007, CI15850, CI16035].
Zestaw 15 profesjonalnych, mocno napigmentowanych cieni do powiek
Gramatura: 16,5 g (15x 1,1 g)
Liczba odcieni: 15
Cena: 19,80 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 4/5
A skąd w ogóle pomysł na nazwanie tej palety mianem rewolweru? A no ze względu na to, że producent opatrzył ją tytułem Re-Loaded co w wolnym tłumaczeniu może oznaczać "przeładowany" (w odniesieniu do pistoletu).
Opakowanie i skład
Nasze cienie skryte są plastikowej kasetce z przezroczystym okienkiem, przez które możemy podziwiać wnętrze. Tworzywo jednak jest lżejsze i zdecydowanie gorszej jakości niż to w czekoladkach. Jednak jeśli chodzi o kwestie techniczne i praktyczne to nie mam im nic do zarzucenia (oprócz pękającego tworzywa). Kolejny aspekt, który różni je od wyżej opisywanej serii to brak nazw cieni oraz plastikowej przekładki. Myślę, że ma na to wpływ niska cena tych palet. Jedyne za co tutaj płacimy to zawartość. Oprawa jest taka sama, jak w pierwszych wypustach Makeup Revolution, czyli Redemption (o których będę też pisała niżej), dlatego podejrzewam, że kasetki nie są najtrwalsze. Ja swoje paletki z początków marki mam już dosyć długo i widać to właśnie na opakowaniu. Góra Iconic pękła mi za połowę (jak się przyjrzycie to zobaczycie to na zdjęciach). Są one też bardzo podatne na porysowania, więc po tych kilku latach użytkowania nie są zbyt reprezentatywne. To, co odróżnia Re-Loaded od ww. to układ cieni. Są to prawie kwadratowe prostokąty skomponowane w trzech poziomach po 5 wkładów w jednym.
SKŁAD: przeczytacie tutaj, był zbyt długi, żeby tutaj go wklejać.
Kolorystyka i pigmentacja
Velvet Rose jest inspirowana kultową już paletą od Anastasii Bevery Hills Soft Glam. Przyznam szczerze, że miałam chrapkę na oryginał, ale zniechęciła mnie cena i fakt, że sporo cieni powtarza się z Modern Renaissance, którą już mam. Jednak sama kompozycja długo za mną chodziła, więc korzystając z okazji postanowiłam wybrać ją ze sklepu eZebra. Sądząc po swatchach w internecie, jest ona bardzo dobrze odwzorowana, więc nie żałuję, że nie mogę sobie pozwolić na tę od ABH. Ta propozycja jest jeszcze bardziej neutralna i bezpieczna niż Nudes. Większość matów (9) to różnorodne odcienie brązu i jeden beż, cztery metaliczne to złoto, róż i brąz, prasowany złoty brokat i jeden, czarny, matowy cień z drobinkami. Wydaje mi się, że pigmentacja jest nieco lepsza niż w czekoladkach, natomiast przekłada się to również na inną pracę przy blendowaniu, o czym napiszę za chwilę. Na swatchach odcienie są znacznie bardziej intensywne i łatwiej zbudować je do pełnego krycia.
Blendowanie i trwałość
Jak już napomknęłam, Re-Loaded ma troszkę większą pigmentację niż czekoladki, ale tym samym trochę trudniej się z nimi pracuje. Nie rozcierają się już tak szybko, jak te wcześniejsze. Trzeba troszkę dłużej się nad nimi pochylić. Jednak kiedy poświęcimy im już odpowiednią ilość czasu to odwdzięczą się stworzeniem idealnej mgiełki. Z pewnością wpływa na to mniej jedwabista formuła. Dlatego trzeba uważać, bo przy nieumiejętnej aplikacji możemy nabawić się plam. Także początkującym radzę nakładanie ich na przypudrowaną powiekę.
Cienie najczęściej nosiłam na bazie EyeShadow Keeper z Inglot i Maybelline Color Tattoo. Nie jestem w stanie wypróbować tego typu kosmetyków na gołej powiece, bo moja jest opadające i mocno przetłuszczająca się, więc kolory znikłyby z niej po niecałej godzinie. Na tak przygotowanej powiece trzymały się bardzo dobrze i wyglądały nienagannie do samego zmycia. Delikatnie zbierały się w zmarszczkach w wewnętrznych kącikach, ale u mnie nawet Modern Renaissance od Anastasii zachowuje się podobnie.
Redemption Palette, palety cieni - Odkupienie
Zestaw 12 cieni do powiek. W składzie palety znajdują się odcienie matowe, satynowe i perłowe w tonacji delikatnych, subtelnych brązów i beży.Gramatura: 14 g
Liczba cieni: 12
Cena: 19,80 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Tutaj, wydaje mi się, że moje określenie tych palet jako "odkupienie" jest bardziej intuicyjne, ale dla osób, które nie uczą się angielskiego wyjaśnię. Słowo "redemption" znaczy ni mniej, ni więcej, jak właśnie "odkupienie".
Opakowanie i różnice
Zacznę od tego drugiego, bo tutaj nie ma zbyt wielu aspektów do opisywania. To, co różni palety z tej serii to nazwy i zawartość. Opakowania, projekt i szata graficzna jest jednakowa dla każdego produktu Redemption. A te są takie same jak przy Re-Loaded, także nie będę się powtarzała, odsyłam wyżej. Jedyna różnica to fakt, że te nowsze nie mają w sobie aplikatora, a zamiast tego dostajemy 3 dodatkowe cienie. Do serii Redemption natomiast dołączona jest dwustronna pacynka.
Pigmentacja i blendowanie
I te obie kwestie są podobne do serii Re-Loaded, z tą jednak różnicą, że Redemption mają tendencję do znikania przy rozcieraniu i zlewaniu się w jeden odcień. Z tymi trzeba pracować zdecydowanie najdłużej, dlatego używam ich tylko do lekkich, dziennych makijaży. Do zbudowania intensywnego, wieczorowego malunku nie miałabym cierpliwości. Mam wrażenie, że te pierwsze wypusty Makeup Revolution mają najsłabszą jakość, ale to wskazuje jedynie na to, jak prężnie marka się rozwija. Jednak mimo tego, mam do tych dwóch maleństw ogromny sentyment, bo są to moje pierwsze palety w ogóle. Dlatego nie jestem w stanie się z nimi rozstać i wciąż po nie sięgam, sporadycznie, bo sporadycznie, ale wciąż.
Zapach, trwałość i skład
Co do zapachu to te nie są już perfumowane i ich woń jest standardowa dla cieni do powiek.
SKŁAD: Mica, Talc, Magnesium Stearate, Paraffinum Liquidum, Ethylhexyl Palmitate, Polybutene, Dimethicone, Methylparaben, Propylparaben [+/-: CI77891, CI77491, CI77492, CI77499, CI15850, CI16035, CI 42090, CI77742, CI77510, CI77007, CI19140, CI15985, CI45410].
Zestaw 12 cieni do powiek. W składzie palety znajdują się odcienie matowe, satynowe i perłowe w tonacji delikatnych, subtelnych brązów i beży. Delikatna konsystencja dobrze się rozprowadza i rozciera na skórze. Idealnie dobrana kolorystyka, pozwala na stworzenie pięknych makijaży na każdą okazję. Odpowiedni poziom nasycenia koloru sprawia, że każdy cień jest intensywny. Plastikowe opakowanie zostało wzbogacone o dwustronny aplikator.
Gramatura: 14 g
Liczba cieni: 12
Cena: 19,80 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 3/5
Kolorystyka i wykończenie
Inspirowana Naked 3 od Too Faced. Swego czasu taka fioletowo-różowa kolorystyka była niezwykle modna, a ja od zawsze taką uwielbiałam. Pamiętam, że kiedy ją zobaczyłam, bardzo mnie zauroczyła. Teraz kiedy na nią patrzę nie czuję aż takiej miłości. Owszem, jest ładna, ale tych błyszczących brązów zupełnie nie używam i rzadko po nie sięgałam. Jeśli chodzi o przekrój wykończeń to mamy tutaj tylko trzy maty, 5 satyn, 3 odcienie metaliczne i jedną satynę z drobinkami. Możliwe, że poszła w odstawkę właśnie ze względu na małą ilość matów, które uwielbiam i wybieram najczęściej. Jednak nie można jej odmówić tego, że była to jedna z niewielu palet na rynku w tamtych czasach o tak bogatym zróżnicowaniu wykończeń na tej półce cenowej.Cienie utrzymane w kolorystyce naturalnych brązów i beżów oraz granatu, o bardzo mocnej pigmentacji i intensywnych kolorach, to połączenie matowych odcieni. Są to cienie o bardzo mocnej pigmentacji i intensywnych kolorach. Każdy kolor może być używany samodzielnie, ale także są łatwe w łączeniu się ze sobą i blendowaniu. Do zestawu dołączona została wygodna pacynka do nakładania cieni.
Gramatura: 14 g
Liczba cieni: 12
Cena: 19,80 zł
Termin ważności: 12 miesięcy od otwarcia
Moja ocena: 3/5
Kolorystyka i wykończenie
Jak już poznałam swoje zamiłowanie do matów to zapragnęłam mieć paletę o wyłącznie takim wykończeniu. Także w tej kompozycji nie znajdziecie żadnego brokatu, satyny czy innego błysku. Jeśli natomiast chodzi o kolorystykę to jest to podstawa podstaw. Głównie beże, brązy, czerń, szarość i dwa odcienie fioletu. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że wszystkie cieliste odcienie na skórze wyglądają identycznie. Z tego też względu sięgałam po tylko jeden z nich. Najjaśniejszy brąz uwielbiałam do budowania załamanie powieki, dlatego, jak widzicie na zdjęciach ubytek w nim jest całkiem spory. A po czarny cień wciąż sięgam przy codziennym makijażu do podkreślenia linii rzęs.Znacie markę Makeup Revolution? Co o niej sądzicie? Macie jakieś palety tej firmy? Które są Waszymi ulubionymi? Po jakie serie sięgacie najczęściej i najchętniej? Próbowaliście którychś z tych, o których piszę? Jak się Wam sprawdzają?
~ wredna