Na początek mały disclaimer :D Będę się tłumaczyć ;) Nie wiem czy ktoś z Was zauważył, ale zniknęłam na jakiś czas z bloga. Nowy post nie pojawił się ani tydzień temu w środę, ani w ubiegłą niedzielę. Bardzo Was za to przepraszam, ale zupełnie pochłonęło mnie wesele koleżanki, na którym byłam świadkową. Jeżeli któraś z Was była dróżką, ta wie, ile zaangażowania to wymaga ;) Cały tydzień przed ślubem miałam "wyjęty z życia" ;) Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. A żeby Wam to wynagrodzić przygotowuję niespodziankę, także gdzieś we wrześniu możecie jej oczekiwać. A o co chodzi, jeszcze na razie nie zdradzę ;) Po prostu stay tuned :D I jeszcze zapraszam tutaj: polka dot swimsuit.
A teraz przechodząc do dzisiejszego posta. Jak po tytule widać, mam dla Was kolejną recenzję. Tym razem postanowiłam przetestować palety 12 cieni No Name z chińskich stronek. Nie będę przedłużała tego, już i tak, za długiego wstępu i przejdę od razu do mojej opinii na ich temat.
Całkowita gramatura (brutto): 155g.
Moje odcienie: 12NB (rudo-brązowa); 12K (fioletowo-burgundowa).
Kasetki wykonane są z dosyć solidnego (jak na chińskie kosmetyki) plastiku. Zamykane na zatrzask. Przy odpowiedniej technice nie ma problemu z ich otwieraniem. Same cienie są wklejone, nie wypadają ani nie przesuwają się.
Na opakowaniach nie mamy żadnych napisów, nadruków ani obrazków. Zwykłe, czarne, matowe palety. Niestety widać na nich każdy odcisk palca, każdą odrobinkę podkładu czy pudru. A, żeby je doczyścić trzeba się nieźle namachać ;)
Konsystencja kosmetyku różni się w poszczególnych odcieniach. Jedne są bardziej satynowe, jedwabiste, inne bardziej pudrowe. Jedne pylą się bardziej, inne mniej. Te, które kruszą się pod pędzlem mają mocniejszą pigmentację. Jeżeli chodzi o osypywanie się cieni na powiekę, to delikatną chmurkę pod okiem zobaczyłam gdy używałam błyszczących cieni z palety 12NB (brązowej). Na szczęście, nie było problemu z ich usunięciem.
Chciałabym też wspomnieć o ich wykończeniu. Producent mówi jedynie o matach i błyszczących cieniach, ja jednak śmiało mogę powiedzieć, że mamy tutaj również intensywną perłę oraz delikatną satynę. Także dla każdego coś dobrego ;) Ogromny plus za takie zróżnicowanie.
Jeżeli chodzi o blendowanie to nie ma z nim problemów. Nie trzeba się dużo namęczyć, żeby uzyskać delikatną chmurkę. Cienie ładnie się również ze sobą łączą, nie tworzą plam ani prześwitów. Nie znikają w trakcie rozcierania. Niestety, mają tendencję do zlewania się. Zobaczycie to przy zdjęciach makijaży, jakie nimi zmalowałam. Użyłam, co najmniej, sześciu odcieni, a na powiece wyglądają jak maksymalnie cztery. Co prawda, aparat delikatnie "zjadł" kolory, ale w rzeczywistości różnice w kolorach również delikatnie się zatarły. Możliwe, że jest to kwestia tego, że barwy są do siebie podobne.
Na chwilę obecną nie użyłabym ich na jakieś większe wyjścia, typu wesele, ale planuję zakup osławionej bazy Eye Shadow Keeper z Inglota. Wtedy je przetestuję i jeżeli cienie utrzymają się około 8 godzin to śmiało wyczaruję nimi jakiś makijaż na ślub kuzyna ;)
Zacznę od rudo-brązowej palety. Idąc od góry, od lewej do prawej mamy po kolei:
- matowy, jasno-żółty odcień, który ma słabą pigmentację i na powiece wygląda jak zwykły beż; dobrze sprawdza się do zmatowienia łuku brwiowego, a nałożony warstwowo (potrzebuje około trzech warstw) ładnie rozświetli okolicę pod brwią;
- ciepły, jasny beż; nałożony palcem ma wykończenie satynowe, przy użyciu pędzla zatraca swój delikatny blask i wygląda jak mat;
- intensywnie perłowy, idealny złoty odcień; idealnie sprawdzi się na całą powiekę, a także do rozświetlenia wewnętrznego kącika;
- łososiowy mat/satyna; zachowuje się tak jak drugi cień;
- jasny brąz, wpadający w fiolet; typowy odcień mauve, który niestety jest słabo napigmentowany;
- ciepły, perłowy brąz, z którego przy aplikacji wytrącają się dosyć intensywne różowe tony;
- matowy, ciepły brąz z rudymi tonami; najintensywniej napigmentowany cień w całej palecie;
- ciemny perłowy brąz z różową poświatą; na powiece delikatnie wpada w fiolet;
- matowy, ciepły brąz, delikatnie wpadający w oliwkę;
- matowy oliwkowy odcień; na powiece wypada cieplej niż w palecie;
- matowy, ciemniejszy odcień khaki z delikatnymi zielonymi tonami;
- najciemniejszy w całej palecie ciepły, czekoladowy, matowy brąz.
A co do cieni, kolejno od góry, od lewej do prawej mamy:
- matowy beż; słabo napigmentowany, ale dobrze sprawdza się do matowienia łuku brwiowego; podobnie jak przy pierwszej palecie, jeżeli nałożymy go jakieś trzy warstwy, może posłużyć jako rozświetlenie obszaru pod brwią;
- satynowy, delikatny róż; kiepsko napigmentowany, ale może się sprawdzić jako cień transferowy przy jaśniejszych karnacjach;
- najpiękniejszy kolor w całej mojej kolekcji! W palecie wygląda na zwykłe złoto, jednak na powiece mieni się na różowo-fioletowo! Bardzo unikatowy i nieoczywisty cień;
- łososiowo-brzoskwiniowy mat; idealny w załamanie powieki;
- perłowy śliwkowy fiolet; piękny odcień, który niestety na skórze wygląda bardziej jak satyna;
- perłowy ciepły brąz, delikatnie wpadający w róż;
- perłowy rudo-różowy odcień; na powiece wybijają się jego pomarańczowe tony;
- cudny, intensywnie perłowy różowo-brzoskwiniowy odcień, który opalizuje na złoto; to ten, który się pokruszył w transporcie;
- matowy, zgaszony pomarańcz;
- ciepły, delikatnie oliwkowy matowy brąz;
- brązowo-fioletowy mat, z różowymi i czerwonymi tonami;
- bardzo modny, intensywny burgund, zupełnie matowy; powód, dla którego zdecydowałam się na tę paletkę ;)
A na chińskich stronkach kosztują grosze, bo całe $5.21, czyli 18,60 zł.
Podsumowując, palety, jak na swoją cenę, są zdecydowanie warte wypróbowania. Oprócz kilku felernych, mało napigmentowanych cieni, całość wypada całkiem korzystnie. Pięknie skomponowane i modne kolory zachęcają. Zróżnicowane wykończenia cieni zdecydowanie przewyższają swoją jakością kwotę, jaką za palety trzeba zapłacić. Oczywiście nie brak im wad, takich jak delikatne osypywanie się cieni, łatwo brudzące się opakowanie, czy fakt, że przy blendowaniu mają tendencję do zlewania się. Jednak uważam, że za cenę niespełna 20 zł ciężko znaleźć lepszą jakość. Przy odrobinie pracy można z ich użyciem wyczarować piękne makijaże.
Moja ocena: 4-/5
Zna ktoś z Was te palety? A może macie inne, chińskie nabytki? Jak się sprawdzają? A może boicie się kupować kosmetyki z takich stronek? Czy uważacie, że kolorki wpisują się w obecnie panujące trendy?
~ wredna
Czytaj więcej
A teraz przechodząc do dzisiejszego posta. Jak po tytule widać, mam dla Was kolejną recenzję. Tym razem postanowiłam przetestować palety 12 cieni No Name z chińskich stronek. Nie będę przedłużała tego, już i tak, za długiego wstępu i przejdę od razu do mojej opinii na ich temat.
Od producenta
Dwanaście kwadratowych, wysoce napigmentowanych cieni do powiek w jednej palecie. Formuła umożliwiająca łatwe blendowanie, długą trwałość oraz intensywne nasycenie koloru. Precyzyjnie dobrane ciepłe oraz chłodne odcienie, o wykończeniach matowych i błyszczących, idealnie sprawdzą się w dziennych makijażach.Wymiary: 12,8 cm / 10,3 cm / 1,8 cm.
Całkowita gramatura (brutto): 155g.
Moje odcienie: 12NB (rudo-brązowa); 12K (fioletowo-burgundowa).
Opakowanie i skład
Palety przychodzą do nas zapakowane w folię bąbelkową i zamknięte w czarnym kartoniku. Wydawałoby się, że są dobrze zabezpieczone, jednak jeden z cieni w palecie burgudnowej został uszkodzony. Co prawda nie jest to jakieś uciążliwe, spora jego część została nietknięta, a paletę udało się doczyścić, jednak przy każdym otwarciu ukrusza się delikatnie i niemożliwością jest utrzymać paletę w nienagannej czystości. Kasetki wykonane są z dosyć solidnego (jak na chińskie kosmetyki) plastiku. Zamykane na zatrzask. Przy odpowiedniej technice nie ma problemu z ich otwieraniem. Same cienie są wklejone, nie wypadają ani nie przesuwają się.
Na opakowaniach nie mamy żadnych napisów, nadruków ani obrazków. Zwykłe, czarne, matowe palety. Niestety widać na nich każdy odcisk palca, każdą odrobinkę podkładu czy pudru. A, żeby je doczyścić trzeba się nieźle namachać ;)
INGREDIENTS: Talc, Mica, Titanium Dioxide, Kaolin, Ethulhexyl Palmitate, Bis-diglyceryl Polyacyladipate-2, Polyisobutene, Magnesium Stearate, BHA, Propylparaben, (może zawierać: Cl 77492, Cl 77491, Cl 77499, Cl 77891, Cl 45410).
Konsystencja i zapach
Przy korzystaniu z palet nie zauważyłam żadnego zapachu. Gdybym miała na siłę coś wywąchać to można powiedzieć, że delikatnie czuć klej i plastik. Ale same cienie są bezwonne.Konsystencja kosmetyku różni się w poszczególnych odcieniach. Jedne są bardziej satynowe, jedwabiste, inne bardziej pudrowe. Jedne pylą się bardziej, inne mniej. Te, które kruszą się pod pędzlem mają mocniejszą pigmentację. Jeżeli chodzi o osypywanie się cieni na powiekę, to delikatną chmurkę pod okiem zobaczyłam gdy używałam błyszczących cieni z palety 12NB (brązowej). Na szczęście, nie było problemu z ich usunięciem.
Pigmentacja i blendowanie
Tutaj, podobnie jak przy konsystencji, pigmentacja jest różna w różnych odcieniach. Ale z reguły te jaśniejsze (górny rząd) są słabo napigmentowane. Przy pozostałych bywa różnie. Ogólnie, lepiej w tej kwestii oceniam paletę burgundową. Jednak uważam, że obie są całkiem w porządku. Chciałabym też wspomnieć o ich wykończeniu. Producent mówi jedynie o matach i błyszczących cieniach, ja jednak śmiało mogę powiedzieć, że mamy tutaj również intensywną perłę oraz delikatną satynę. Także dla każdego coś dobrego ;) Ogromny plus za takie zróżnicowanie.
Jeżeli chodzi o blendowanie to nie ma z nim problemów. Nie trzeba się dużo namęczyć, żeby uzyskać delikatną chmurkę. Cienie ładnie się również ze sobą łączą, nie tworzą plam ani prześwitów. Nie znikają w trakcie rozcierania. Niestety, mają tendencję do zlewania się. Zobaczycie to przy zdjęciach makijaży, jakie nimi zmalowałam. Użyłam, co najmniej, sześciu odcieni, a na powiece wyglądają jak maksymalnie cztery. Co prawda, aparat delikatnie "zjadł" kolory, ale w rzeczywistości różnice w kolorach również delikatnie się zatarły. Możliwe, że jest to kwestia tego, że barwy są do siebie podobne.
Trwałość
Cienie testowałam na bazie - cieniu kremowym z Color Tattoo. Od razu zaznaczę też, że mam problematyczną, tłustą, opadającą powiekę, więc dla cieni jest ona nie lada wyzwaniem. Makijaż stworzony przy użyciu tych palet No Name utrzymał się w nienagannym stanie jakieś 4-5 godzin. Moim zdaniem jest to bardzo dobry wynik, porównywalny z trwałością cieni z palet Iconic od Makeup Revolution. Po tym czasie zaczął zbierać się w załamaniach. Na chwilę obecną nie użyłabym ich na jakieś większe wyjścia, typu wesele, ale planuję zakup osławionej bazy Eye Shadow Keeper z Inglota. Wtedy je przetestuję i jeżeli cienie utrzymają się około 8 godzin to śmiało wyczaruję nimi jakiś makijaż na ślub kuzyna ;)
Moje odcienie w palecie 12NB
Tutaj chciałam krótko opisać poszczególne cienie w paletach. Niestety aparat nie zdołał uchwycić wszystkiego, więc mam nadzieję, że po moim opisie zobaczycie wszystko oczyma wyobraźni :DZacznę od rudo-brązowej palety. Idąc od góry, od lewej do prawej mamy po kolei:
- matowy, jasno-żółty odcień, który ma słabą pigmentację i na powiece wygląda jak zwykły beż; dobrze sprawdza się do zmatowienia łuku brwiowego, a nałożony warstwowo (potrzebuje około trzech warstw) ładnie rozświetli okolicę pod brwią;
- ciepły, jasny beż; nałożony palcem ma wykończenie satynowe, przy użyciu pędzla zatraca swój delikatny blask i wygląda jak mat;
- intensywnie perłowy, idealny złoty odcień; idealnie sprawdzi się na całą powiekę, a także do rozświetlenia wewnętrznego kącika;
- łososiowy mat/satyna; zachowuje się tak jak drugi cień;
- jasny brąz, wpadający w fiolet; typowy odcień mauve, który niestety jest słabo napigmentowany;
- ciepły, perłowy brąz, z którego przy aplikacji wytrącają się dosyć intensywne różowe tony;
- matowy, ciepły brąz z rudymi tonami; najintensywniej napigmentowany cień w całej palecie;
- ciemny perłowy brąz z różową poświatą; na powiece delikatnie wpada w fiolet;
- matowy, ciepły brąz, delikatnie wpadający w oliwkę;
- matowy oliwkowy odcień; na powiece wypada cieplej niż w palecie;
- matowy, ciemniejszy odcień khaki z delikatnymi zielonymi tonami;
- najciemniejszy w całej palecie ciepły, czekoladowy, matowy brąz.
Moje odcienie w palecie 12K
A teraz burgundowa paleta, która swoimi kolorami skradła moje serce. Niestety muszę stwierdzić, że nie jest ona samowystarczalna. Moim zdaniem, ciężko byłoby stworzyć wyłącznie nią pełny makijaż oka. Brakuje mi tutaj głębszego, ciemniejszego koloru do zaznaczenia zewnętrznego kącika. Jednak dla mnie nie jest to duży problem, bo i tak rzadko korzystam tylko z jednej palety ;)A co do cieni, kolejno od góry, od lewej do prawej mamy:
- matowy beż; słabo napigmentowany, ale dobrze sprawdza się do matowienia łuku brwiowego; podobnie jak przy pierwszej palecie, jeżeli nałożymy go jakieś trzy warstwy, może posłużyć jako rozświetlenie obszaru pod brwią;
- satynowy, delikatny róż; kiepsko napigmentowany, ale może się sprawdzić jako cień transferowy przy jaśniejszych karnacjach;
- najpiękniejszy kolor w całej mojej kolekcji! W palecie wygląda na zwykłe złoto, jednak na powiece mieni się na różowo-fioletowo! Bardzo unikatowy i nieoczywisty cień;
- łososiowo-brzoskwiniowy mat; idealny w załamanie powieki;
- perłowy śliwkowy fiolet; piękny odcień, który niestety na skórze wygląda bardziej jak satyna;
- perłowy ciepły brąz, delikatnie wpadający w róż;
- perłowy rudo-różowy odcień; na powiece wybijają się jego pomarańczowe tony;
- cudny, intensywnie perłowy różowo-brzoskwiniowy odcień, który opalizuje na złoto; to ten, który się pokruszył w transporcie;
- matowy, zgaszony pomarańcz;
- ciepły, delikatnie oliwkowy matowy brąz;
- brązowo-fioletowy mat, z różowymi i czerwonymi tonami;
- bardzo modny, intensywny burgund, zupełnie matowy; powód, dla którego zdecydowałam się na tę paletkę ;)
Cena i dostępność
Jak już wspomniałam, paletki możecie dorwać na chińskich stronkach, takich jak Rosegal, Zaful czy Aliexpress. Ja swoje zamówiłam tutaj. Stacjonarnie jeszcze nigdy się na nie nie natknęłam. Możliwe, że znajdziecie je również na Allegro, ale tam podejrzewam, że ceny będą wyższe.A na chińskich stronkach kosztują grosze, bo całe $5.21, czyli 18,60 zł.
Podsumowując, palety, jak na swoją cenę, są zdecydowanie warte wypróbowania. Oprócz kilku felernych, mało napigmentowanych cieni, całość wypada całkiem korzystnie. Pięknie skomponowane i modne kolory zachęcają. Zróżnicowane wykończenia cieni zdecydowanie przewyższają swoją jakością kwotę, jaką za palety trzeba zapłacić. Oczywiście nie brak im wad, takich jak delikatne osypywanie się cieni, łatwo brudzące się opakowanie, czy fakt, że przy blendowaniu mają tendencję do zlewania się. Jednak uważam, że za cenę niespełna 20 zł ciężko znaleźć lepszą jakość. Przy odrobinie pracy można z ich użyciem wyczarować piękne makijaże.
Moja ocena: 4-/5
Zna ktoś z Was te palety? A może macie inne, chińskie nabytki? Jak się sprawdzają? A może boicie się kupować kosmetyki z takich stronek? Czy uważacie, że kolorki wpisują się w obecnie panujące trendy?
~ wredna